Podobno, poznając kogoś nowego, wyrabiamy sobie o nim zdanie w ciągu pierwszych 15 sekund. Bez względu na to, czy jest tak faktycznie, chyba rzeczywiście łatwo przychodzi nam szufladkować ludzi. Oceniać po pozorach.
Każdy z nas nosi w sobie ogromne bogactwo. Skarb, który złożył w nas Pan Bóg. Czasem inni tego w nas nie widzą, czasem sami o tym zapominamy. Ale mamy ogromną wartość, szczególnie w oczach Pana Boga.
Nie wolno nam przekreślać drugiej osoby, tylko na podstawie pierwszych wrażeń. A nawet znając kogoś trochę lepiej, wciąż możemy krzywdzić, oceniając. Za trudnymi postawami często kryją się trudne doświadczenia. Może na tyle trudne, że druga osoba nam o nich nie powie, bo się wstydzi. Trzeba wiele wyrozumiałości, aby nie oceniać po pozorach. Ale do takiej postawy zaprasza nas Pan Bóg.
Czy umiesz akceptować, nawet jeśli nie rozumiesz drugiej osoby? Czy potrafisz bezinteresownie spojrzeć z miłością? Tak właśnie patrzy na ciebie Pan Bóg.
Patrzeć na trudnych ludzi z miłością i akceptować - tak.
Lubić - nie.
Pozdrowionka!
Myślę, że to zależy. Kiedyś na jednym blogu znalazłam takie ciekawe stwierdzenie (przepraszam jeśli cytuję niedokładnie): "Kochamy dzieci w Afryce. Wysyłamy do nich prezenty, dużo o nich mówimy, wpłacamy na nie pieniądze. A czy tak samo kochamy naszych rodziców?". No właśnie, bo nawet rodziców łatwo jest skreślić i ocenić. Człowiek w okresie buntu, choć nie zawsze akurat wtedy, ale często tak jest - gdy próbuje się usamodzielnić, łatwo ocenia to, co mówią i robią jego najbliżsi bardzo powierzchownie i jednostronnie. A potem okazuje się, że nawet najlepszy kolega czy koleżanka nie mogą dać tego, co dają rodzice...
Jeszcze jedno a propos oceniania po pozorach: kiedyś jechałam tramwajem koło dworca i na tym przystanku wsiadła grupa nastolatek - ewidentnie były to tak zwane "galerianki". Moja pierwsza reakcja - pogarda, myśl - jak one mogą to robić? Ale potem przyszło mi do głowy otrzeźwienie - przecież Jezus poszedł do prostytutek, do celników, do Samarytan. A poza tym nie znam tych dziewczyn, może one robią to z biedy? Albo dlatego, że nikt im nie pokazał, że można żyć inaczej? To, że ja do nich nie należę, to jest tylko kwestia pewnych zdarzeń, które równie dobrze mogły nigdy nie mieć miejsca.
Tak że warto tak się otrzeźwić, bo nigdy nie wiadomo, jaka jest prawda - to uczy pokory.
Pozdrawiam :)
Trudno jest czasem zaakceptować nam pewnych ludzi, zwłaszcza, jeśli są bardzo różni od nas, a ich zachowania nie wpasowują się w nasz paradygmat "normalnych zachowań". Często sama tak mam. Co wtedy robię? Jak każdy, denerwuję się, bo jestem bezradna, i próbuję się zdystansować, żeby móc świeżym okiem spojrzeć na drugą osobę i to, co ze sobą niesie.
Mogę śmiało napisać - ja umiem :)I w sumie jestem z tego dumna ;) Daleko mi do zawiści...
Akceptować - tak, Bóg widzi ich dobre czyny które przede mną są w ukryciu, dla Niego są piękni i nie można o ty zapominać. Każdego z ich kocha szczególnie, czasem o tym myślę na ulicy, że "o! mija mnie ukochane dziecko Boga - je pizzę i trzyma córkę za rękę. aniołowie patrzą na niego z miłością."
Kochać bezinteresownie - nie potrafię, ponieważ nie ma we mnie dość miłości, jest dusza skulona jak kłębek od doświadczeń życiowych, wiecznie szarpiąca się o drobiny egzystencji. Umiem tylko odbić jak niejasne zwierciadło miłość ofiarowaną i być za nią wdzięczna lub pozwolić Bogu kochać przeze mnie bez większego udziału z mojej strony. Jeśli kocham, jest w tym zawsze interes bycia przez wzajemność pokochaną, bycia "zaleczoną", potwierdzenia sobie i Bogu, że nie jestem aż tak zła, jak często wmawia mi chore poczucie winy. Jest to forma miłości - to co robię dobrego, ale jest ona niekonsekwentna.
nie jeśli jest księdzem.
Baruch, oczywiście nie musimy wszystkich lubić, i chyba nie jest to nawet możliwe. Ale ważna jest właśnie ta postawa miłości bliźniego. Nie ze względu na uczucia/emocje wobec tej drugej osoby, ale ze względu na miłość do Boga.
Zim, to bardzo mądre o czym piszesz. Trzeba wiele wyrozumiałości wobec tych młodych osób, które są w okresie dojrzewania. Wchodzenie w dorosłość nie jest rzeczą prostą, i myślę że łatwo się pogubić w takim okresie. Z naszej strony pozostaje dawać im wsparcie tam gdzie można. Dopiero nabierając pewnych doświadczeń uczymy się, że nie zawsze wszystko jest tak jak nam się wydaje. I, tak jak z tymi galeriankami - nie wiemy w jakich warunkach ta druga osoba wzrasta, co dzieje się w tej chwili w jej życiu. Faktycznie, potrzeba wiele pokory przy patrzeniu na takie osoby.
Kama, zwłaszcza może to być trudne, gdy są to osoby, z którymi żyjemy na codzień. Ale wtedy warto sobie zadać pytanie, czy jest to coś złego. Jeśli nie, możemy starać się zaakceptować. Jeśli tak - to na pewno warto z tą drugą stroną o tym pomówić.
Salanee, brawo :)
Paulina, to jest bardzo cenne, że potrafisz w taki spontaniczny sposób się modlić, idąc po prostu ulicą. Zauważając takie rzeczy. To już jest forma dialogu z Bogiem. Pozatym, nie ma co się przejmować naszą 'niezdolnością do kochania', im bliżej jesteśmy Pana Boga, tym bardziej odkrywamy jak niewiele możemy sami z siebie, ale nie jest to powód do żalu. Trzeba umieć zdać się we wszystkim na Niego i przyjąć to, że jesteśmy tylko dziećmi, które jedyne co mogą, to pozwolić się Bogu obdarować. :)
Kochani, dzięki serdeczne za wszystkie komentarze, pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem! :)