Jak reagujesz, gdy spotyka cię coś naprawdę miłego? Czy potrafisz się szczerze ucieszyć? A jak przeżywasz przykre, trudne sytuacje?
Wśród wielu rzeczy, którymi obdarował nas Pan Bóg, znajdują się także uczucia i emocje. Są one częścią nas i mogą być bardzo pomocne. Ważne jednak, aby umieć je dobrze przeżywać. Choć są pewnie uczucia, których chcielibyśmy uniknąć, musimy pamiętać, że żadne z nich nie są złe.
Zarówno radość jak i gniew, żal, miłość - do każdego z nich mamy prawo.
Uczucia same w sobie są neutralne. Dopiero konkretne postawy, które przyjmujemy pod ich wpływem, mogą być dobre albo złe. Mogę np. uczucie gniewu na kogoś przeżyć tak, że go zwymyślam. A mogę przeżyć je tak, że powiem mu, co mi się niepodoba, nie obrażając go jednocześnie. Możemy decydować, jak chcemy przeżywać nasze emocje. Ważne aby być z nimi w kontakcie. Umieć je nazwać, nie tłumić ich.
Jak przeżywasz uczucia, które się w tobie rodzą? Umiesz je rozpoznać? Warto prosić Pana Boga, by uczył nas je dobrze przeżywać.
Coraz bardziej zwracam na to uwagę. Staram się panować nad nerwowymi reakcjami, złymi emocjami, ale i uczyć się wyrażać radość, zadowolenie.
Emocje mogą nas zniszczyć, kiedy dajemy im dochodzić do głosu - bardziej niż powinniśmy. Chyba każdy z nas tego doznał. Ja w każdym razie tak, dlatego mocno nad sobą pracuję.
Nad tym, jak emocje zmieniać w postawy.
Pozdrawiam!
Lubię uczucia bo jestem wrażliwa. Lubię też emocje, bo są twórcze. Na scenie poznawałam te procesy jako ja i nie ja. Na studiach poznawałam jak je rozpoznawać i jak radzić sobie z nimi oraz jak w tym radzeniu sobie pomagać innym. A teraz to wszystko weryfikuje życie i czuję, że jest dobrze nawet gdy czasami bywa ciężko.
Jezu ufam Tobie!
Różnie bywa ale jest świadomość...
Ja ostatnio tłumię w sobie złe emocje związane z problemami w domu. Nie umiem o nich mówić nawet nie potrafię się rozpłakać choć wiem, że to potrzebne. Znowu się zablokowałam i czuję, że się cofam, zamykam. Mam nadzieję, że Pan ma w tym jakiś cel.
Pozdrawiam :).
najgorzej chyba jest wtedy, kiedy odczuwa się ambiwalentne emocje...
Krótkie dobre uczucia przyjmuję, dłuższe (a to niewielka różnica) pryskają jak szkło w zderzeniu z nieufnością, podejrzliwością lub poczuciem nieprawdy czy winy. Kiedy uświadamiam sobie "tu i teraz" łapię małe szczęście chwili obecnej, ale po dwakroć mocno łapię ulotność chwili. Cóż - nie będzie jej w Niebie, lub może gdy Pan ustabilizuje moje życie w sposób który odpowiadał będzie nam obojgu (jeśli kiedyś...).
Trudne uczucia rozpoznaję z łatwością, są przerobione, ponazywane i sprecyzowane. Akceptowane może nawet. Niosę je naturalnie jak kłucie w barku, które niezmiennie szarpie i boli, ale na które nie zwraca się większej uwagi w codziennych obowiązkach. Są raczej ukryte, by nie dominowały mojego życia i nie obarczały niezasłużenie ludzi wokół.
Umiem się cieszyć, a jeszcze lepiej umiem się wściekać. Tyle tylko, że nie wymyślam ludziom, mam wtedy tak ściśnięte gardło, że nie wypowiem ani słowa. Dopiero kiedy jestem sama wybucham jak wulkan. Ostatnio ktoś powiedział mi, żebym zarówno te dobre jak i złe uczucia, emocje, problemy, ofiarowywała Jezusowi. Żebym Mu powiedziała, że mam problem z tym, a tym, że nie daję rady i daję Mu to, żeby to uleczył. Mniej więcej tak to w skrócie brzmiało.
Ale w tym momencie najchętniej pozbyłabym się wszelkich uczuć, i złych i dobrych. Zresetować umysł jak komputer, zacząć analizować jak komputer, bez emocji, racjonalnie... Uczucia do ludzi (zwłaszcza źle ulokowane) za bardzo komplikują życie.
Każdy mi powtarza, że jestem naturalna, że jeżeli się śmieję tudzież cieszę, to całą sobą i nie sposób tego nie zauważyć, tak samo gdy muszę się smucić. Nikt, ani nic nie jest mnie w stanie rozbawić. Emocje. Myślę, że czasami zbyt dają mi się we znaki. Potrafię się zdenerwować, wtedy zaczynają mi się trząść ręce i nie potrafię nad nimi zapanować. Kiedy już zachodzi taka sytuacja, wiem że jest źle i żeby nie zrobić za dużo wychodzę. Czasami palnę jakieś niemiłe słowo, ale zdarza się to bardzo rzadko. Obserwując ten nasz świat, dostrzegam jak wielu ludzi nie potrafi sobie radzić z emocjami zwłaszcza z tymi negatywnymi, dochodzi przez to do różnych tragedii. Nikt nie rodzi się zły, to życie weryfikuje nasze zachowania...
U mnie różnie to wygląda. Jeszcze kilka lat temu emocje były dla mnie ogromnym problemem. Czasem łapię się na tym, że wciąż muszę w sobie coś przepracować. Ale wtedy oddaję to w modlitwie Bogu... I wszystko prędzej czy później się normuje. Z własnego (i nie tylko własnego) doświadczenia mogę powiedzieć tyle, że na zaburzenia emocji najlepszym lekarstwem jest wiara - ale wiara zdrowa, oparta na Biblii, a nie na emocjach właśnie czy jakichś innych rzeczach. Bo gdy taka osoba wierzy w jakieś dziwne objawienia, wywołuje duchy zmarłych, uznaje podejrzanych proroków czy inne dziwactwa - to wtedy sama dla siebie tworzy swój religijny światek albo popada w fanatyzm i w rezultacie wpada w gorszy stan niż przedtem. Pozdrawiam :)
Tak czytając ten wpis przypominają mi się podobne zdania, jakie usłyszeliśmy wtedy od księdza na spotkaniu wspólnoty z lat temu ok. 5.
Wtedy miałam wrażenie, że nie za bardzo rozumiem o co z tymi emocjami chodzi. Teraz o te parę lat starsza jestem. Jednak nieraz się w tym wszystkim gubię...
Emocje-trudny temat. Czasem chciałabym być jak ktoś z kamienia. Innym razem natomiast (bez względu na to czy chcę, czy nie chcę w danej chwili, bądź sytuacji) to bardzo trudno wyrazić emocje.
Aktualnie wiara jakby się kruszyła, wiem, że to raczej nie za dobry stan. Niestety nie mam sił ani odwagi na jego zmianę.
Podobno jestem za wrażliwa...
Wiele razy dostrzegam wady takiej postawy. Ciekawe czy są jej jakieś plusy? Może spróbuję się nad tym w wolnej chwili zastanowić...
Oleńka, myślę, że to bardzo ważne, że świadomie pozwalasz sobie przeżywać emocje. To jest nam potrzebne. W tym sensie, potrzebujemy dawać emocjom 'dojść do głosu', ale ważne abyśmy pozwalali na to poprzez właściwe postawy. Wyrażali nasze uczucia w duchu chrześcijańskim, ale żadnych nie pomijali. :)
Agnieszka, to o czym piszesz na końcu jest chyba najważniejsze. Taka postawa zawierzenia Panu Bogu. Jakiekolwiek emocje przychodzą, chcę je przeżywać i ofiarowywać Panu Bogu. Piękne podejście. :)
Rybiooka, to już jest bardzo dużo. Warto dalej prosić Pana Boga, aby pomagał nam wybierać odpowiednie postawy.
Dorcia, możesz np. spróbować na modlitwie szczerze porozmawiać sobie z Panem Bogiem o tych trudnych emocjach, które przeżywasz. Szczerze powiedzieć Mu, że jest Ci z nimi trudno i prosić o pomoc, aby pokazał jak je przeżywać.
Monika M., myślę, że warto wtedy szczególnie na modlitwie pytać i zastanawiać się - co rodzi te pozytywne odczucia a co negatywne. I co mogę wobec tego zrobić. I prosić Pana Boga o światło.
Paulina, to jest bardzo cenne - umieć ucieszyć się tym 'tu i teraz'. Często w pogoni za kolejnymi celami, które stawiamy sobie w życiu, nie potrafimy się zatrzymać nad tym, co przeżywamy właśnie teraz. I nie widzimy, że już teraz jesteśmy hojnie obdarowywani. Dobrze także, że potrafisz tak dojrzale przeżywać te trudniejsze emocje.
Canada, kiedy te trudne uczucia dochodzą w nas do głosu (nawet jeśli dzieje się to z pewnym opóźnieniem), myślę, że najpierw warto pozwolić je sobie przeżyć, o ile to możliwe bez szkody dla innych. Modlitwa może przychodzić wtedy trudno i jeśli nie jesteś wtedy jeszcze w stanie, daj sobie czas. Warto odczekać, aż to 'z nas zejdzie', i wtedy w modlitwie ofiarować te uczucia Panu Bogu i prosić by pomógł nam je lepiej zrozumieć. Nauczył przeżywać.
Salanee, poruszasz ważną sprawę - bycie autentycznym, ale bycie roztropnym jednocześnie. Jeśli znamy siebie dość dobrze, wiemy, że pewne sytuacje mogą doprowadzić do naszej reakcji, nad którą może nie umiemy zapanować. Wyrażenie złości czy gniewu w taki czy inny sposób. Wiedząc jak działają w nas emocje, możemy np. tak jak wspominasz, wyjść, uciąć rozmowę - jeśli wiemy, że ciąg dalszy może doprowadzić jedynie do krzywdy.
Zim, mam podobne doświadczenie. Zwłaszcza tam gdzie przychodzi przeżywać różnego rodzaju trudne uczucia i emocje, warto przedstawiać to wszystko Panu Bogu. Nie znaczy to, że te trudne emocje wtedy przejdą, ale nie będą już dla nas niszczące. Będziemy potrafili je przeżywać.
Dorota Szczęsna, warto być przede wszystkim w kontakcie ze swoimi emocjami. Umieć je nazwać, bez względu na to czy są przyjemne czy nie. Myślę, że taki 'wrażliwy charakter', to dar. To pozwoli Ci wychodzić na przeciw innym ludziom i ich potrzebom, dużo łatwiej zauważać, gdy ktoś będzie przeżywał jakieś trudności albo gdy ktoś potrzebuje pomocy. Warto prosić na modlitie Pana Boga, aby czynił z nas nardzędzie w Jego ręku. Każdy z nas otrzymał inne dary, którymi potrzebujemy nauczyć się służyć.
Kochani, dzięki serdeczne, za wszystkie komentarze! Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem! :)