Historia twojego życia jest niepowtarzalna. Nikt inny nie przeżył dokładnie tego samego, co ty. Są w tej historii jasne i ciemne strony. Wspomnienia, do których lubisz wracać, i o których może nie chcesz pamiętać.
Choć znasz początek historii, nie znasz jej końca. Nie wiesz kiedy nadejdzie. Często wyobrażamy sobie, że koniec jest jeszcze daleko. Dlatego wszelkie ważne zmiany zostawiamy na później. Jest gdzieś w naszej świadomości potrzeba nawrócenia, ale wolimy poczekać aż przyjdzie stosowny czas. Teraz trzeba jeszcze skorzystać z życia.
Tymczasem Pan wzywa cię do świętości już dzisiaj. Nie czekaj. To najpiękniejsze, co może ci się przydarzyć.
Wyobraź sobie, że umierasz tej nocy. Spotykasz się z Panem. On patrzy na ciebie z miłością, a ty opowiadasz mu swoją historię. Pomyśl, czy to już jest to, co chcesz Mu opowiedzieć?
Pamiętam pewną spowiedź sprzed paru lat kiedy spowiednik polecił mi dziękować Bogu za historię mojego życia i modlić się psalmem 139.
Zapadło mi to w pamięć, więc praktykuję to czasem aż po dziś dzień - już nie w ramach pokuty ale jako kolejny drogowskaz na drodze do nieba.
Coś pięknego.
Z Bogiem...
Ja akurat nieraz chętnie wyobrażam sobie koniec mojego życia. Jednak to, że myślę o bliskiej śmierci jeszcze nie oznacza, że w danym momencie jestem na nią gotowa. Często to wynik tego, że mam po prostu dość tego życia i nie widząc swojego miejsca na tym świecie, chętnie bym już go pożegnała...
Obecnie odczuwam silną potrzebę nawrócenia, lecz niestety świadomość tego nie prowadzi do żadnych konkretnych działań i zmian. I tak już od kilku tygodni... :/ Trudno nawet powiedzieć, czy czekam na stosowny czas - obawiam się, że takiego w ogóle nie ma. Spowiedź przesuwam w czasie i odkładam na później z powodu strachu i przede wszystkim wstydu. Trudno mi się zmobilizować, choć wiem, że bez tego lepiej być nie może! Egh...
Świętość... Chciałabym, aby znów była w moim zasięgu... Niestety jest ona bardzo odległa. :(
Jakoś dziś nie chcę wcale sobie wyobrażać, że tej nocy miałabym odejść do Pana niepojednana... Z pewnością nie chciałabym, aby historia mojego życia zakończyła się w tym nieodpowiednim momencie! Zdecydowanie bardziej wolałabym Mu opowiedzieć historię z happy endem...
"Co zrobisz, gdy zobaczysz Jezusa?
Co zrobisz, gdy nie będzie istniał świat?
Co zrobiłeś ze swoim życiem?
Odpowiedź będziesz musiał dać..."
PS: Zaglądam tutaj cały czas i czytam, tylko ostatnio nie zostawiam śladów...
Ja też nie myślałam o końcu, który właściwie nie jest końcem, a tylko pewnym etapem - do momentu, dopóki nie zachorowałam i nie zdałam sobie sprawy, że właściwie codziennie może przyjść ten dzień. Ale ja się go nie boję. Nie jestem doskonała, ale ufam Bogu i Jego łasce, a Chrystus już zapłacił za wszystkie moje grzechy i te z przeszłości, i te, które popełnię. Jedyne, co do mnie należy, to dalszy wzrost duchowy i uświęcanie się - ale tu działa Bóg na mnie, wyrywając te chwasty z mojej duszy, czasem szybciej, czasem wolniej. Jest takie przysłowie - z kim przestajesz, takim się stajesz. Dlatego tak ważna jest rozmowa z Bogiem. Pozdrawiam :)
A dzisiaj własnie miałam sen. Sen, który zawsze śni mi się kiedy ktoś w moim otoczeniu umiera.
Nie, na pewno chcialabym mu opowiedzieć inaczej. O innej sobie niż o takiej jaką jestem.
Kiedyś przed snem właśnie to sobie wyobraziłam. Ogólnie boję się śmierci, ale wtedy to zmieniło się w przerażenie. Pomyślałam, że nie, nie chcę umrzeć ani teraz, ani za jakiś czas, bo... musiałabym stanąć przed Nim. A wcale tego nie chcę. W tych moich wyobrażeniach widzę tylko jak stoję przed Nim i milczę, a jedyne co widzę to zło, które przeze mnie się zdarzyło.
A czas... Mam uczucie, że mam go co raz mniej, a niestety wcale nie mobilizuje mnie to do zmian :(
nie będę kimś innym niż jestem i On o tym dobrze wie. taką mnie stworzył, stawia na mojej drodze ludzi, którzy pomagają mi zdrowieć. i widzę jak dużo się zmieniło w moim życiu przez chorobę i dzięki niej. i jak ciągle się zmienia, bo dużo jeszcze pracy, pewnie do końca życia. będą załamania, błędy, zatrzymania. ale On o tym wszystkim wie, widzi.
"Dusza moja Boga pragnie, Boga żywego,
kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże?"
ech, żeby to było już... ^^
to zawsze jest to, co chcę Mu opowiedzieć, w końcu Sam napisał tę historię. jest dokładnie taka jaką mi dał, zna ją lepiej niż ja - i myślę, że tym razem On ma więcej do opowiadania, nawet mnie o mojej historii i o mnie samej.
wiem jednak, że na to potrzeba jeszcze czasu, dużo oczyszczenia tutaj, bo na razie mocniej okazana miłość, nawet ludzka, jest dla mnie zbyt intensywna i rażąca. gdybym trafiła dziś w nocy do Nieba, z jednej strony byłabym bezgranicznie szczęśliwa, z drugiej - rozpłakałabym się z nieadekwatności i nieumiejętności przyjęcia tego zjednoczenia z samą Miłością. Jego oczekiwanie to tylko cierpliwość, żeby nie narażać mnie na taki szok, żeby tu jeszcze poczyścić co da się ponaprawiać w codzienności. oboje jednak mamy - ja nadzieję, On pewność - że pójdzie to sprawnie i spotkamy się jak najszybciej uda Mu się wszystko we mnie przygotować :)
Że żałuje...
Od kilku dni próbuję coś tu napisać, ale po prostu brakuje mi słów. Napisałeś coś tak ważnego! Dla mnie.. i nie tylko dla mnie.
Dziękuję.
Baruch, rzeczywiście, bardzo cenna rada. Chyba każdy z nas powinien raz na jakiś czas modlić się w ten sposób. Tak, aby dziękować za całe dobro, które Pan Bóg wpisał w nasze życie, i aby uczył nas akceptować to co trudne.
Nobody, warto naprawdę starać się o trwanie w Komunii z Bogiem. Kiedy tego nie ma, zły duch ma znacznie więcej możliwości, i będzie to wykorzystywał, działając na nasze myśli. Będzie starał się przedstawiać nam rzeczywistość gorzej niż ona wygląda, będzie nas oskarżał, albo podkreślał słabości. To nie jest droga Pana Boga. Dlatego warto postarać się o spowiedź, a dalej o Komunię Św. Pan Bóg czeka na Ciebie z wyciągniętymi ramionami, cały czas.
Zim, pięknie to ujęłaś. To jest coś, o czym myślę że szczególnie powinniśmy pamiętać - nasza śmierć (czy śmierć naszych bliskich), to nie koniec - to początek. Wtedy się dopiero zacznie to, do czego zostaliśmy stworzeni. Ale będąc jeszcze tu na ziemi, podejmujemy decyzję: czy chcę wieczność przeżyć z Panem Bogiem czy bez Niego. A tą decyzję podejmujemy przeżywając nasze życie, w taki czy inny sposób.
Ania, pewnie każdy z nas chciałby móc opowiedzieć Panu Bogu o 'lepszej wersji siebie'. Ale niestety, jesteśmy tylko tym kim jesteśmy. Jesteśmy grzeszni, każdy z nas. Ale za właśnie takich nas umarł Jezus. Do nas należy jedynie aby przylgnąć do Niego najlepiej jak potrafimy i prosić aby przyjął nas, mimo wszystko.
Canada, dlatego takie ważne jest, aby rozbudzić w sobie ufność do Niego. Ufność w Niego, w Jego miłosierdzie, w przebaczenie. Z drugiej strony - nie wolno nam oprzeć się na tym tylko i nie wprowadzać żadnych zmian w naszym życiu, nie starać się o nawrócenie. Największe grzechy Pan Bóg nam wybaczy, jeśli szczerze za nie żałujemy i nawrócimy się; jeśli przyjdziemy do Niego w sakramencie pojednania i Komunii.
Tea, wie, widzi i prowadzi Cię. To jest tak jak z wchodzeniem na górę. Szlak, którym idziesz jest Twój i nikt oprócz Ciebie i Pana Boga, nie zna go tak naprawdę. Można próbować uciekać, schodzić ze szlaku - bo jest trudny. A można iść, aż do końca, taką drogą jaką On nam wyznaczył, najlepiej jak potrafimy. Do tego On właśnie zaprasza. I czeka na spotkanie z nami, tam na samej górze.
Paulina, tak właśnie powinniśmy patrzeć na życie. Jak na przygotowanie do spotkania z Nim. I ważne, aby ten czas dobrze przeżyć. Aby pozwolić Mu wejść w nasze życie i wywrócić je do góry nogami, jeśli tak będzie Mu się podobało. Pozwolić Mu pozmieniać wszystko, co On będzie chciał w nas pozmieniać. To się może dokonać, jeśli trwamy przy Nim, jeśli trwamy w sakramentach, jeśli mamy kierownika duchowego. Pan Bóg może się tym wszystkim posłużyć, aby pomóc nam i przygotować nas na prawdziwe życie, które będzie potem.
Dusiak, dla Niego to bardzo dużo.
DOROTA, cieszę się, że znajdujesz coś dla siebie.
Kochani, dzięki serdeczne za wszystkie komentarze! Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem! :)