Wraz z wiekiem poznajesz siebie coraz bardziej. Zaczynasz siebie rozumieć. Widzieć, gdzie znajdują się twoje mocne i słabe strony.
Pan Bóg pragnie abyśmy wzrastali. Stawali się najlepszą wersją siebie. Ważne, aby na ten wzrost pozwolić.
Są rzeczy, na które nie mamy wpływu. I za to nie powinniśmy się winić. Wiele jest jednak rzeczy, nad którymi moglibyśmy popracować, ale nie chcemy. Tak już mam, taki mam charakter - tłumaczymy się sami przed sobą. I nie zwracamy się do Pana po pomoc, bo w sumie jej nie chcemy.
Tymczasem Pan pragnie twojej zmiany.
Nad czym potrzebujesz w sobie popracować? Czy pragniesz zmiany? Czy zapraszasz Pana Boga, by jej dokonał? On chce wiedzieć jak wzrastasz i błyszczysz, pozwól sobie pomóc.
Cóż, miałem kiedyś juz o tym napisać u siebie. Im człowiek starszy, tym, trudniej mu się zmienić. I na lepsze, i na gorsze.
Nie będzie takim aniołem, jakim by chciał, ani taką świnią, w jaką chciałby się czasem zamienić.
Trzeba traumy, iluminacji (vide św. Paweł) etc. żeby się zmienić naprawdę.
DObre wyczucie czasu... Właśnie tak bardzo krytycznie o sobie myślę, tak bardzo krytycznie, że chcę się zmienić, popracować nad tym, co we mnie złe, a wiele tego, najbardziej to to moje lenistwo, brak mobilizacji do działania, poczucie, że mogłabym wykorzystać czas bardziej, niż go wykorzystuję, że mogłabym więcej z siebie dawać innym, więcej działać.......
Oj. Dobre wyczucie czasu.
Pragnę.
Dziękuję.
Ostatnio ktoś, kto sam otwarcie przyznaje, że ma trudny charakter, stwierdził, że jest z niego dumny i bez względu na otoczenie nie zamierza nad sobą pracować... Słabo to widzę ale bywa i tak... Pozdrowienia.
Apostołowie mieli też trudne charaktery, cóż, bywa.
Oj... Z tymi zmianami to ciężko, zwłaszcza, że ja się boję wszystkiego, co nowe.
Ale uczę się ufać.
Pozdrawiam :)
Ciężko jest się zmienić, tym bardziej z wiekiem. Przez lata kształtujemy swój charakter, mamy różne przyzwyczajenia, zapatrywania. W momencie, kiedy ktoś próbuje nam to zaburzyć, włączamy swój bunt, nie myśląc że komuś z tego powodu może być przykro, nie staramy się go zrozumieć, bo liczymy się tylko my....
Tak myślałam przez długi czas. Teraz się zmieniam - na lepsze, wyciszam emocje, chociaż wiele rzeczy nadal mi się nie podoba. Zanim wydam osąd tudzież podejmę decyzję, kalkuluję, czy aby na pewno będzie to korzystne dla obydwu stron. Miewam nadzieję, że druga strona także zapragnie się zmienić... Cóż, do dnia dzisiejszego to nie następuje, ale cierpliwie czekam i wierzę, że kiedyś taki dzień nastąpi.
Co niemożliwe u ludzi, możliwe u Boga:) - to powiedzial sam Jezus, więc pewne jest, że zmiana jest możliwa. To jest naprawdę dobra nowina dla wszystkich, którzy stracili nadzieję, że cokolwiek się jeszcze może zmienić:)
Dla Boga nie jest problemem nasz wiek. Po prostu potrzebujemy Mu zaufać, poddać Mu się i być cierpliwi, ponieważ On nie zawiedzie.
Wiem o sobie, jak trudno jest czasem czekać, gdy ma się wrażenie, że nic się nie zmienia.
Pragnę zmiany, bardzo. Kiedy wczoraj kładłam się spać, zapuchnięta od płaczu, przypomniały mi się słowa wczorajszej Ewangelii, które sobie w ciągu dnia przeczytałam. Ot tak sobie, bez większej refleksji. I wtedy przed snem poprosiłam o uzdrowienie. Nie wiem czy wierzę, że jest to możliwe, bo tyle jest we mnie nieuporządkowanych spraw, przywiązań, beznadziei... Nawet nie wiem od czego zacząć, nie wiem jak pozwolić sobie pomóc. Wydawało mi się, że przecież pozwalam, tylko to z Jego strony nic się nie dzieje... Poprosiłam o uzdrowienie, bo jestem zupełnie sama i jeśli On mi nie pomoże, to nawet nie chcę myśleć do czego mnie to w końcu doprowadzi.
Ciągle do przodu, choć czasem się cofam o kilka kroków. Jestem zmuszana do zmian, przez życie. Nie każde przychodzą łatwo, często jest to bardzo trudne... A że jestem uparciuch to czasami się niepotrzebnie na te zmiany buntuję! Za często!
hm... musze pomyslec... bo sama juz nie wiem jak to ma byc i czego chce.
może to prawda, że z wiekiem poznajemy się bardziej, ale więcej dało mi 8 dni rekolekcji ignacjańskich niż ostatnie dwa lata. i to, że coraz bardziej kocham sprawia, że próbuję się zmieniać i w jakiś sposób nad sobą pracować.
pozdrawiam:)
Witam po długiej, ale jakże owocnej w zmiany nieobecności :).
We mnie cała góra zmian. Pan przez czas wakacji zdziałał wiele dobrego :).
Pozdrawiam w Panu :).
Tak, pragnę zmian. Nie chcę być karykaturą siebie - chcę być swoją najlepszą wersją!
Swoją drogą czasem trudno rozróżnić to, co od nas nie zależy i nie jesteśmy w stanie tego w sobie zmienić, od tego, co leży w zasięgu naszych możliwości (ewentualnie z pomocą Pana). Właściwie ja nigdy nie zasłaniam się swoim charakterem, by tłumaczyć swoje słabości czy wady. Wiem, że nad sobą trzeba stale pracować, by być lepszym. Choć w swoim przypadku obawiam się trochę tego, że niektóre schematy myśli i zachowań są we mnie tak mocno zakorzenione, że ciężko będzie mi się ich pozbyć czy zmienić na inne... To wymaga czasu, ale i wysiłku. Może kiedyś z pomocą Pana w końcu mi się to uda...?
Pozdrawiam ciepło! :)
Bosy Antek, rzeczywiście, nieraz potrzeba, aby coś nami 'wstrząsneło', abyśmy zapragnęli zmiany. Ale wcale nie musi tak być, nie musimy na to czekać. Masz rację - wielu apostołów to były właśnie takie 'charakterki', ale dojrzewali przy Panu i się zmieniali. Uczyli się panować nad swoim charakterem. Wiem, że jest to często wyzwaniem dla choleryków. Ale znam przynajmniej kilku, których widziałem zmiany przez lata - spędzanie z nimi czasu to przyjemność.
Oleńka, jestem pewien, że to pragnienie pochodzi od Pana Boga, teraz pozostaje tylko na nie odpowiedzieć. Pamiętam w modlitwie :)
Baruch, szkoda. Bo wydaje mi się, że każdy charakter jest dobry, o ile umiemy nad nim zapanować. Nauczyć się jak wydobyć z niego to co najlepsze. Myślenie w kategorii 'ja się nie dostosuję, niech inni się do mnie dostosowują' jest egoistyczne. Pozostaje modlitwa.
Kłosu, warto, jeśli idziemy za Panem, to choć możemy bać się zmian, na pewno nie wprowadzą niczego złego w nasze życie. Wręcz przeciwnie. :)
Salanee, słuchając, co inni mają do powiedzenia na nasz temat, także trzeba wiele roztropności. Ale często może być to pomoc, albo zwrócenie uwagi na coś, nad czym może warto by popracować, albo zastanowić się. Myślę, że warto także przy tym pamiętać, aby nie tłumić emocji, które wtedy powstają, ale uczyć się nimi kierować.
DOROTA, faktycznie, nieraz potrzeba wiele cierpliwości i wiele pokory, ale jeśli będziemy trwali i prosili Pana o pomoc, to na pewno nam w tym pomoże. Wydaje mi się, że większym problemem jest, że wielu ludzi tej zmiany po prostu nie pragnie. I Pan Bóg nawet chcąc dać taką łaskę, nie ma jak, bo nie wyciągamy po nią rąk.
Canada, nie martw się, Pan Bóg jest teraz bardzo blisko Ciebie, bliżej niż Ci się wydaje. Trwaj przy Nim w modlitwie i zobaczysz, że przemieni Twoje życie i nie będziesz samotna. Otaczam modlitwą.
Dusiak, ale jesteś też na nie otwarta, a to już bardzo dużo. Jeśli pozwolisz przy tym wszystkim prowadzić się Panu Bogu, zobaczysz ile dobra te zmiany przyniosą.
Ania, na pewno warto się zastanowić :)
MissTake, faktycznie rekolekcje ignacjańskie w krótkim czasie potrafią wprowadzić dużo światła. Także miałem okazje je przeżywać parę tygodni temu. Cieszę się, że już doświadczasz owoców.
Dorcia, miło to czytać. W Duchu radości i optymizmu łatwiej przychodzi kochać bliźniego. :)
Nobody, z pomocą Pana wszystko jest możliwe. Jeśli widzisz w sobie takie schematy myśli czy zachować, to już jest bardzo dużo. Wtedy warto przedstawiać je konkretnie Panu Bogu na modlitwie i prosić, by nas oczyszczał. A z drugiej strony stać w pokorze i pozwolić Mu zrobić tak, jak On chce.
Kochani, dzięki serdeczne za wszystkie komentarze! Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem! :)