Pan Bóg obiecał Maryi bardzo wiele. Tak wiele, że mogłaby zwątpić w Jego słowa. Ale tak się nie stało. Maryja uwierzyła. I stała się świadkiem kolejnych obietnic wypełnianych przez Pana.
Także wobec ciebie Pan Bóg złożył różne obietnice. Szczęśliwego życia. Dobrych ludzi. Twojego wzrostu.
Czy wierzysz, że On je spełni? Czy widzisz, że On je już spełnia? Czasem jest tak, że jesteśmy hojnie obdarowywani, a przechodzimy obok tych spraw prawie obojętnie. Tak jakby należały nam się od zawsze. Zobacz obecność Pana Boga w Twoim życiu.
Z drugiej strony, czasem doświadczenie życiowe może sprawić, że zaczynamy wątpić w Jego obietnicę. To także jest pułapka. Nie trać wiary, Pan Bóg dochowa tego, co obiecał.
Pan Bóg chce ciebie hojnie obdarzyć. Uwierz Mu.
ja Mu nie uwierzę, już nawet niewiem czy w Niego wierzę.
Dusiaczku, módl się więc o NADZIEJĘ dla siebie. Ona doprowadzi Cię do wiary.
Jakubie, pozdrawiam! Pan czyni wielkie rzeczy, otwierajmy nasze oczy. :-)
Wczorajsze : "Jezusie synu Dawida.." z dzisiejszą ufnością nawet wbrew sobie...
Różnie to bywa, gdyż czasem jak rozkapryszona dziewczynką chcę już ! teraz ! I wiem i ufam- staram się.....
Każde życie jest darem Bożym.
Moje też!
Jeśli tą prawdą żyję na co dzień, wszystko staje się dla mnie proste. Warto być dzieckiem Bożym, niezależnie od otrzymanych od Boga lat życia.
Oczywiście ze wierzę :)) Codziennie sie o tym przekonuję, chociaż faktycznie nie zawsze w danym momencie to zauważam. Spotykam na swojej drodze przewaznie samych dobrych i zyczliwych ludzi, zostalam obdarowana talentami. Jedne pomagały mi w pracy inne daja wytchnienie po ciężkim dniu.
Może czasami bylam zawiedziona że musiałam długo czekać podczas gdy "mi sie Panie Boże bardzo spieszy" ale...okazało się potem że ten okres oczekiwania był przede wszystkim mi potrzebny. Okres w którym niejako zostalam zmuszona do przemyślenia swojej postawy,zachowan, emocji ...
Ooo...tak zostalam hojnie obdarowana :)
I musze powedziec że nie wszystko byłam w stanie udźwignąć.
Otóż miałam dość skomplikowana drogę do Boga :) Mieszkałam w jednostce wojskowej, tata wojskowy, zero możliwości pójścia do kościoła (pomyśleć że teraz w tej miejscowości stoi kościól) Na religię chodziło sie w tajemnicy. Nie powiem nam dzieciakom bardzo to sie podobało. Takie tajne komplety u księdza proboszcza. My dzieci wojskowych mieliśmy szczególne względy u księdza. Potem I Komunia Św....tak bardzo chcialam biała dlugą sukienke. Niestety, poszłam w kremowej, krótkiej sukience, którą potem nosilam na codzień. O białym tygodniu nie mogłam marzyć, to samo o sypaniu kwiatków w Boże Ciało. I tak mówiłam:"Panie Boże jak dorosne i wyjde za mąż to bardzo bym chciała z cała rodzina chodzić do kościoła, nie bać się, że ktoś mnie zobaczy, że powie i rodzice bedą mieli przykrości"
No i doroslam, wyszłam za mąż, chodzimy do kościoła,nie boję się i...to wcale nie jest takie proste. Wydaje mi sie ze jestem o całe lata świetlne za moim mężem. On skończył teologię w tym roku, nalezy do Biblijnego kregu, jest szafarzem...W domu same książki religijne, obrazy, filmy...czuje sie tym wszystkim nieco przytłoczona. Czasem mam wątpliwości czy rozumiem lub dzialam prawidlowo...
Dlatego jestem wdzięczna Bogu za to że na kazdym kroku daje mi poznac że jest ze mną i ze jestem dla niego najwazniejsza.
Znowu kilometrowy komentarz...Pozdrawiam
Taaa... czasem, zwłaszcza wtedy kiedy widzę osoby dotknięte jakimś nieszczęściem, przestaję się użalać i dziękuję za to co mam. Za to, że jak na razie jestem w miarę zdrowa, sprawna, mam pracę, że jakoś leci... Potem wraca rzeczywistość z mojego otoczenia, czyli widzę, że większość jest zdrowa, sprawna, radzi sobie itd, ale poza tym widzę też, że mają domy, rodziny, dzieci, wspólne wakacje, różne uzdolnienia... i trochę mi ta moja sytuacja nie wygląda już na taką super fajną. Wtedy czuję jakbym nie miała niczego... Nie wiem jaką obietnicę dał mi Bóg. W tym życiu nie dowiedziałam się o żadnej, i nie wierzę, że jakaś istnieje. Momentami wydaje mi się, że nie ma żadnych obietnic, że Bóg wcale "nie działa", że życie po prostu się toczy, a układa się tak jak się układa zupełnie przez przypadek. I chyba wolę tak myśleć, niż w kółko zastanawiać się czym na swoje "dary" zasłużyli inni, a co takiego złego (i kiedy?) zrobiłam ja.
I ja wierzę! Cierpliwie czekam, staram się dostrzegać pozytywy w negatywach. Wiem, że wszystko dzieje się po coś. Pan Bóg zapisał mi księgę mojego życia, gdzieś postawił kropkę, po której będzie koniec, ale akceptuję, nie przeciwstawiam się. Doświadczenie życiowe, które mam udowadnia mi, że nie warto w Niego wątpić :)
W sumie wierzę, że Bóg chciałby mnie hojnie obdarzyć, ale... nie wiem czym. Problem w tym, że nic mi nie wiadomo na temat żadnych złożonych mi obietnic. Niestety nikt mi ich nie objawił, dlatego nie wiem, na co mam czekać. Nawet nie wiem, czy to, o co się modlę i na czym mi zależy, kiedykolwiek się spełni, bo przecież nikt mi tego nie obiecywał. :/
Szkoda, że tylko wybranym ukazują się Anioły z obietnicami od Pana... Reszcie nie pozostaje chyba nic innego, jak tylko przyjmować to, co przynosi ze sobą życie z nadzieją i ufnością, że to w efekcie ma służyć naszemu dobru. A w to chyba jednak łatwiej zwątpić niż w przypadku konkretnych obietnic od Boga.
Ostatnio słyszę na każdym kroku, : "zaufaj" "słuchaj delikatnego głosu Pana" itp. Jestem cierpliwa, ale nie słyszę. Wierzę w to, że wie kiedy siedzę i wstaję, wierzę że wie o mnie wszystko i ma dla mnie wspaniały plan. Ale nie widzę tego, i cały czas mam wątpliwości czy idę tak, jak On chce...
zamotanie.
nic nie wiem
Dopiero kiedy zaczęłam czytać Bibię, odkrywałam w niej Boże obietnice dla siebie. Słowo Boże jest prawdziwą kopalnią skarbów, ale bez pomocy Ducha Świętego bardzo trudno jest ZOBACZYĆ wszystko to, co Bóg ma dla nas. Często odkładałam Biblię, ponieważ niewiele z niej do mnie docierało i trudno mi było uwierzyć w to, że Bóg może przez nią mówić do mnie osobiście.
Kiedy jednak Bóg stał się moim OSOBISTYM Bogiem, również w osobisty sposób zaczęło przemawiać do mnie Jego Słowo. Było już tylko kewstią wiary, czy w nie uwierzę:)
No chyba trochę skłamałam. Ale ja chyba chcę po prostu usłyszeć to co ja chcę, a nie to co Bóg. Może w tym tkwi problem. Mam takie pytanie - czemu Bóg daje nam pragnienia nie współmierne do Jego woli?
Pogubiły mi się elementy tej układanki...
Często tej wiary brak, ale właśnie w mojej niewierze widzę też nadzieję, że będzie po Jego myśli, a nie tak jak moje czarne scenariusze w głowie to układają :)
Dusiak, jestem pewien, że jeśli będziesz tego pragnąć, to Pan Bóg pokaże Ci. I jestem pewien, że jeszcze wiele dla Ciebie ma. Czasem to od nas zależy, czy pozwalamy się przez Niego obdarować, czy chcemy.
Baranka, racja, warto nawet prosić Pana Boga, by te nasze oczy otwierał, abyś widzieli, ile nam daje. :)
Rybiooka, faktycznie, nie zawsze dostajemy te łaski akurat wtedy, kiedy byśmy chcieli. Ale ważne jest, że przychodzimy, że prosimy. A Jemu pozwolić wybrać kiedy.
Jerzy, to prawda, dziećmi Bożymi jesteśmy zawsze, i bez względu na wiek.
Joanna, dziękuję bardzo za podzielenie się tą historią. Wiele rzeczy, które nam wydaje się, że się należą, możemy docenić dopiero gdy je stracimy. Albo nie możemy się do nich dostać tak łatwo. W niektórych krajach europejskich, chrześcijanie, aby być w niedzielę na Mszy Św. muszą jechać długą drogę. Nie zawsze jest możliwość sakramentu pojednania. I bardzo chcieliby - tak jak my często mamy na wyciągnięcie ręki. A tak jak piszesz, także nie zawsze było to takie oczywiste. Dostajemy dużo od Pana Boga, choć nie zawsze to widzimy.
Myślę, że nie ma się co przejmować, ani tymbardziej patrzeć 'kto jest lepszy' w kontakcie z Panem Bogiem. Każdego Pan Bóg prowadzi zupełnie inną drogą i to jest piękne. Ważne jest nasze pragnienie bycia z Nim, życia dla Niego.
Canada, nie myśl tak, że Pan Bóg daje innym coś więcej, bo na to zapracowali, a Ciebie jakoś każe. Nie musisz na nic zapracować, jesteś Jego dzieckiem. Już tylko dlatego On chce Twojego szczęścia. A, że prowadzi Cię na razie taką drogą a nie inną. Może warto zastanowić się dlaczego. Zadawać Mu pytania. I pytać też o przyszłość. Czasem to, że czegoś nie otrzymujemy także może być błogosławieństwem. A może kryje się za tym jakieś wezwanie, może Pan Bóg chce Ci coś przez to powiedzieć, do czegoś zaprosić? Warto spędzić czas na modlitwie, i zadawać te pytania Panu Bogu.
Salanee, prawda. Warto też pamiętać, że Pan Bóg ma wobec każdego z nas pewien 'plan', ale zostawia nam często dużo wolności, jak go realizować. Warto przy tym wsłuchiwać się w Jego głos, żeby znaleźć najlepszy sposób na realizację.
Nobody, obietnicą którą na pewno masz od Pana Boga jest Twoje szczęście. Tu i później po drugiej stronie. Często nasze wyobrażenie, co by tym szczęściem miało być, jest trochę oddalone od pomysłu Pana Boga, ale idąc razem z Nim zaczynamy rozumieć, i widzieć Jego Ojcowskie zatroskanie o nas. To wszystko jest czasem tak niejasne, dlatego tak bardzo potrzebny jest czas na modlitwe, i proszenie Pana Boga, by pomógł nam widzieć, co jest tym prawdziwym szczęściem.
Ave, pragnienia, które się w nas rodzą mogą pochodzić z trzech źródeł. Jedno to my sami, i będą to naturalne potrzeby każdego człowieka. Dalej mogą być pragnienia podsuwane przez złego ducha, tzn. może on nam przywieść na myśl coś co bezpośrednio lub na dłuższą metę ma nas oddalić od Boga. Czasem widzimy to jako 'atrakcyjne' i budzi się w nas pragnienie aby za tym pójść. I są też pragnienia pochodzące od Pana Boga, za którymi zawsze warto iść. Niestety, nie zawsze łatwo rozpoznać, który głos jest który, dlatego wobec ważniejszych decyzji, warto zatrzymać się dłużej na modlitwie o rozeznanie.
DOROTA, zgadzam się, przez Biblię Pan Bóg do nas mówi i to nie w ogólnikach. O ile pojedziemy z wiarą. I możemy każdego dnia wsłuchować się, co Pan do nas mówi, modląc się Jego Słowem.
Ja., czyli chyba gdzieś ta nadzieja na dnie serca jest :) Warto naprawdę z wiarą i nadzieją podchodzić do Jego obietnic. Z drugiej strony - stwarzać Bogu przestrzeń, by mógł te obietnice wypełnić tak jak On chce.
Kochani, dzięki serdeczne za komentarze. Przepraszam za opóźnienie w blogu, to dlatego że byłem na rekolekcjach.
Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem! :)