Pomyśl przez chwilę o kimś, kogo mocno kochasz. Pan Bóg, współmałżonek, sympatia - ktokolwiek przychodzi ci na myśl. Po czym poznajesz, że jest to miłość? Czym to się rózni od zwykłego uczucia?
Kiedy kogoś kochamy, dzieje się naprawdę wiele. To nie tylko otrzymywanie. Także dawanie. Poświęcenie, ofiara. Coś, co może kosztować, zaboleć. Nie my jesteśmy najważniejsi, ta druga strona jest ważniejsza.
Możesz mieć pewne plany, ale rezygnujesz z nich, dla dobra drugiej strony. Albo spotykacie się, aby to wspólnie przedyskutować. Wspólnie chcecie dobra drugiej strony. Nie myślisz w kategoriach 'ja', 'co mi się należy', tylko: 'co mogę zrobić, aby tą drugą stronę uczynić szczęśliwszą'.
Czy jest w twoim życiu taka relacja miłości? Jak ją przeżywasz? Czy stać cię na poświęcenia? Zobacz jak daleko posunął się Pan Bóg, pozwalając umrzeć Swojemu Synowi, z miłości do ciebie.
...jest... :)
Miłość... Powinnam się teraz cynicznie roześmiać i napisać, że miłość nie istnieje i że to bzdura, ale to byłoby nieuczciwe. To, że samemu się czegoś nie doświadczyło, nie znaczy, że tego nie ma... Wierzę, że można kochać Boga tak, że można dla Niego umrzeć, że można też tak kochać człowieka. Wiem, że kiedy jest się zakochanym można przenosić góry, wiele można poświęcić i nawet nie czuć, że jest to poświęcenie :) No ale zakochanie, to jeszcze nie miłość. Tak naprawdę nikogo nie kochałam (no, nie liczę mamy :), ale nie o takiej miłości myślę), nie kocham i już nie wierzę, że będę kochać. Kiedyś miałam o tę całą miłość "pretensje" do Boga, że dobrze wie, że to jedyna rzecz na jakiej naprawdę mi zależy, a nie chce mi pomóc. Teraz i to zobojętniało. Ktoś napisał, że nie można kochać Boga który jest niewidzialny, nie kochając człowieka, który jest obok nas. Zastanawiam się czy kocham Boga.
Dziękuję za ten wpis. Po raz kolejny mnie umocnił w momencie, kiedy chciałam zboczyć z właściwej ścieżki. Bardzo mi Jakubie pomagasz, dziękuję mocno.
Pozdrawiam serdecznie :)
Salanee - ozdrowieniec :D
Kochać to przede wszystkim dawać, spalać się. Otrzymywanie jest jakby procesem ubocznym.
A ja myślę, że otrzymywanie to skutek, efekt dawania i spalania sie drugiego człowieka. I to jest cudowne jak oboje sie dla siebie spalają i oboje otrzymuja. Gorzej i niestety często jest kiedy jeden jest tylko dawcą a drugi tylko biorcą.
Ale wracając do pytania, owszem doświadczam takiej miłości. Łatwo rozpoznaje ze coś robie bez tego uczucia. Np bo ktos mnie o cos prosi, bo inaczej po prostu nie można jak tylko pomóc. Wtedy jest ciężej odmówic sobie czasu dla siebie, ciężej dotrzymać słowa. I dość łatwo wpaść w pułapkę tego typu, że potem często "wypominam" niekoniecznie tej osbie, często sobie samej, jaka to ja byłam wspanialomyślna,lubię sobie powtarzać ile mnie to kosztowało, czego musiałam sbie odmówic. Ale nie zawsze tak jest. Kiedy robie to z miłościa to nie czuje trudu, a jeśli jest ciężko to szybko zapominam jak było ciężko. Nie jest mi żal, a to uczucie uskrzydla. Wszystko po to zeby widziec kochana osobę szczęsliwą.
Ostatnio sakrament pokuty postawił przede mną pytanie czy ja w swoim życiu (duchowym i tym bardziej przyziemnym) kieruję się miłością.
Na pewno się staram, a pragnienia zaspokojenia miłości Chrystusa uczę się (choć nie jest to łatwe i przychodzi mi to z ogromnym trudem) od bł. Matki Teresy. Polecam nowennę do niej - Jej wstawiennictwo w niebiosach to piękna pomoc!
Za moją siostrą skoczę w ogień, choćby niewiem co! Nigdy nie pozwolę jej skrzywdzić!
w sprawie milosci chyba raczej wypowiadac sie nie bede
Podczas ostatnich dwóch tygodni zrozumiałam, czym naprawdę jest miłość bliźniego i do braci i sióstr w Chrystusie... Nie jest to wcale łatwe, jak się wydaje, bo łatwo się mówi o miłości, ba, nawet ateiści potrafią chrześcijanom bardzo chętnie wytykać jej brak. Ale nie trzeba być bystrzakiem, żeby zauważyć, że dzisiejszy świat mocno spaczył pojęcie miłości. Dziś miłością w świecie darzy się tych, którzy są silni, zdrowi, bogaci, piękni i nie mają żadnych problemów. Ale wystarczy że pojawią się kłopoty, coś się zepsuje... To wtedy na śmietnik. A przecież każdego z nas Bóg tak pokochał, że swojego Syna oddał na krzyż za nas i dla nas. Nie potrafię tak do końca zrozumieć tej miłości i dlaczego Bóg nas ją darzy, ale przyjmuję ją. Każdego, czyli mnie, Ciebie, tego narkomana z dworca, tą prostytutkę przy drodze, zagubionych nastolatków i zrzędzących emerytów. O miłości łatwo się mówi, ale dopiero kiedy zetkniemy się z takimi ludźmi, możemy o niej porozmawiać na serio. Pozdrawiam :)
chyba wiem co Ksiądz ma na myśli. I to jest to czego tak się boję. Gdy ktoś daje nam siebie z miłości, poświęca się za nas... kocha tak bardzo, że może oddać wszystko - wzbudza miłość i chęć "odwetu". Tak jest z Bogiem. On nie oczekuje wzajemności, ale swoją niezmierzoną miłością wzbudza w człowieku miłość ku Niemu, która z resztą od początku była gdzieś głęboko w nim... i kiedy się już czuję miłość do Boga, pragnie się uczynić dla niego równie wiele. Ale aż tak wiele człowiek boi się poświęcić... ja boję się woli Pana, i mówię Mu to często... ale proszę o nią, mówiąc, że i tak będę się jej bała.
Myślę, że to też przejaw miłości do Boga.
Choć często wyrzucam sobie, że jest za mała...
Ładnie ujęte wszystko w słowach, tyle w tym prawdy. Warto się nad tym wszystkim zastanowić ...
Pozdrawiam serdecznie.
Tak, to przede wszystkim dawanie, takie które zmienia w człowieku punk widzenia rzeczywistości, uczy zdolności zdrowego przyjmowania.
pozdr, z Bogiem!
Oleńka, wspaniale :)
Canada, masz dużo racji rozróżniając 'zakochanie' od 'miłości'. Miłość jest czymś dużo dojrzalszym, bo nie ogranicza się do tych emocji, które są na początku (czasem może ich nie być nawet wcale), ale bierze się z gotowości do ofiarowania się Bogu / drugiemu człowiekowi. Jestem pewien, że to pragnienie, które w sobie nosisz, nie jest Panu Bogu obojętne. Jeszcze wiele może się zmienić :)
Salanee, cieszę się, że wynosisz coś dla siebie :)
Palabra, to prawda, chociaż często chyba o tym zapominamy, zwłaszcza gdy przechodzą pierwsze emocje.
Joanna, myślę, że jeśli naprawdę pragniemy szczęścia tej drugiej osoby (bardziej niż swojego), to często w naturalny sposób będziemy podejmować się różnych poświęceń. Czasem jednak - tak jak piszesz - czynimy to dobro, prawie wbrew sobie. To jest bardzo cenne w oczach Pana Boga. Bezinteresowna miłość.
Baruch, myślę że Matka Teresa jest wspaniałą nauczycielką miłości. Przez większość życia, wszystko co czyniła, czyniła z miłości do Jezusa. Jakie poświęcenia, jaka ofiara! A przy tym wszystkim, przez większość czasu odczuwała jakby Pan Bóg ją opuścił.
Dusiak, to jest właśnie takie piękne doświaczenie miłości, którego warto uczyć się także w stosunku do innych ludzi.
Zim, cieszę się, że wynosisz tak wiele z tego ostatniego doświadczenia posługi. Faktycznie, miłości nie da się nauczyć bez drugiego człowieka. Bez służby, bez poświęceń, bez oddania. Jak często mamy taką postawę, że patrzymy tylko na to, co nam się od świata należy. Ale przecież nie o to w życiu chodzi. Cieszę się, że stać się na taką piękną formę służby drugiemu człowiekowi :)
Ave, rzeczywiście, to do czego wzywa nas czasami Pan Bóg może budzić lęk. Bo Pan Bóg często zaprasza nas do tego abyśmy przekraczali sami siebie, Jego mocą. Czynili coś, czego - wydaje nam się - nie bylibyśmy w stanie uczynić. Z Jego łaską możemy bardzo wiele, ale aby to mogło się stać, musimy Mu najpierw zaufać. Dlatego, jeśli przychodzić lęk, warto w modlitwie prosić także o łaskę zaufania i pokoju. I iść za Jego Wolą :)
Iskierka, cieszę się, że wynosisz coś dla siebie :)
radekscj, ciekawe spostrzeżenie - ucząc się dawać, uczymy się przyjmować. Rzeczywiście, tego drugiego także trzeba się nauczyć.
Kochani, dzięki serdeczne za wszystkie komentarze! Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem! :)