Nasza dusza może nieraz przypominać ciemny pokój. Być może jest już trochę zagracony, ale ciężko to zobaczyć. Ciężko cokolwiek tam zobaczyć, dopóki nie wniesiemy światła. Tym światłem jest Jezus.
Może być, że świadomie lub nie, zagracasz swój pokój. Wnosisz różne rzeczy, które są zupełnie niepotrzebne. Albo układasz to co potrzebne w niewłaściwym miejscu, tak że powstaje bałagan. To mogą być jakieś twoje obowiązki, albo hobby, jakieś relacje, albo coś nad czym lubisz spędzać czas. Dopóki w pokoju jest ciemno, nie wiesz do końca czy masz porządek.
Możesz nawet żyć w przekonaniu, że w twoim pokoju jest czysto, bo nie było nigdy okazji przyjrzeć się wszystkiemu w świetle.
Jak wygląda twój pokój? Czy widać w nim wszystko wyraziście? Spróbuj wnieść światło i wszystkiemu się przyjrzeć.
moj pokoj to najlepiej jakby byl wysokosci 3m i wielkosci 5x5 z duzym oknem na cala sciane i tylko jedna kanapa i obraz na 3m taki ktory moglby ze mna porozmawiac na wszystkie tematy wtedy kiedy mi ciezko i wtedy kiedy mi pieknie, bo tylko pustka potrafi oczyscic moja dusze
Dlatego warto pozbyć się tego nieporządku,niepotrzebnych gratów i umeblować na nowo nasz pokój, nasze serce.
Wiele emocji, wiele myśli niepotrzebnie pojawia się często w moim życiu.. Tak często człowiek sam sobie stwarza problemy, jakieś stany beznadziei- tak odchodząc trochę od kwestii religijnych. Od nas też zależy, od naszego podejścia do sprawy.. jak będzie wyglądało nasze spojrzenie na świat. Zawsze lepiej narzekać, dostrzegać negatywy.. Może lepiej skupmy się na naszej sile i dobrze ją wykorzystajmy!
Z Bogiem!
... porządki w pokoju... przypomniały mi się jedne z pierwszych moich rekolekcji...
Podczas modlitwy wstawienniczej pojawił się moim sercu taki obraz:
... stoję w pokoju przepełnionym od podłogi po sam sufit szafkami katalogowymi jak w bibliotece (znaczy się, że niby uporządkowane wszystko)... i nagle zrywa się fala niczym tsunami i porywa te szafki wraz z zawartością i po jej przepłynieciu pozostaje puste, wolne miejsce...
Po prawie 19 latach od tej modlitwy często wspominam ten obraz... bo moje życie, jak już wspomniałam: pozornie wtedy uporządkowane, wymagało takiego właśnie wymiecienia niepotrzebnych gratów... i wstawienia tego, co na prawdę jest mi potrzebne...
W tzw. międzyczasie "udało" mi się wstawić do mojego pokoju z powrotem parę zupełnie zbędnych gratów... bom "zdolna" ;(... ale ostatnio weszła do niego jedna Matka... i porządki zarządziła... no i sprzątamy...
Bardzo się cieszę, ze wszedłeś Jakubie na mój blog i wpisałeś na nim słowo komentarza do posta o mojej córeczce (*/+Eli)... dzięki temu, mogę się budować Twoimi wpisami... niech Cię i Ci Pan Jezus błogosławi:)
Lubię to Swiatło, które zapala się w moim "pokoju", choc czasem odkrywam zbyt brutalnie jasnść na stertach śmieci. Aż boli do łez i do poczucia niemocy... Wtedy wołam Pana na pomoc. Sama w zyciu bym tego nie uprzatnęła.
Niemniej pocieszające jest to, że wtedy wiem, z czym mam walczyć, nad czym pracować. A, im więcej Światła, tym więcej śmieci zauważam w coraz to dalszych zakamarkach. Już nie tylko w jednym pokoju, ale i w nastepnych. I tak sobie żyję i prosze Boga, żebym juz nigdy tego światła nie straciła, i żeby paliło sie coraz mocniejszym płomieniem, żeby może ktos sie zapalił ode mnie i dalej to Światło poniósł w miejsca nie zapalone.
Czy ja moge nie pisac o moim pokoju, czy raczej pomieszczeniach? Hm...wiecznie je sprzatam i ciegale tego nie widac. To hobby widoczne w pokajach to strzal w dziesiatke!
Tak naprawde, to czasami ciezko jest postrzatac ten wewnetrzny pokoj, a moze raczej utrzymac w czystosci.Wydaje sie, ze stary kurz wymieciony, niepotrzebne sprawy wyrzucone i jedno zdjecie, jedno wspomnienie, jakies niepotrzebne slowo znów osiada w tym pokoju jak kurz. Robi sie znów zle... Swiatlo z pewnoscia pomaga dostrzec wiecej balaganu i przyjzec mu sie ale to my musimy to wszystko posprzatac, a to latwe nie jest! Pozdrawiam.
Kasia ma rację. To my musimy posprzątać. Nie znoszę ciemności, często zapalam światlo. Widzę nieporządek, bałagan wręcz, jest mi z tym źle, zaczynam sprzątać ale ...brak mi systematyczności. Chcę wszystko zrobic naraz. Efekt jest taki, że bardzo szybko zaczyna brakować mi sił i "upycham" gdzie się da niepotrzebne "graty". Na pierwszy rzut oka jest czysto, ale tak naprawdę to nadal jest bałagan tyle, że uporządkowany. Jak na ironię ludzie postrzegają mnie jako pedantkę :) Ale najgorsze jest to , że sama będąc tak niedoskonałą od czasu do czasu wytykam innym, że nie odkladaja rzeczy na swoje miejsce. Pozdrawiam
Lubię półmrok, ciemność, to raczej światło mnie odstrasza, bo zmusza do aktywności, działania, a ja już chyba nie mam na to ochoty.
U mnie zwykle po porządkach w pokoju, niczego nie mogę znaleźć :) Chyba na razie tak samo mam po spowiedzi, niby zrobiony porządek, ale wewnątrz brak ładu i spokoju. Znajduję to dopiero wtedy, kiedy znów "nabałaganię". Dlatego rzadko odwiedzam konfesjonał. Tak jak i z pokojem, generalne porządki robię wtedy, gdy chcę zaprosić kogoś bliskiego.
Zmobilizowałam się wreszcie, by wnieść trochę światła i okazało się, że bałagan niesamowity... I wprowadzenie zmian konieczne i wręcz natychmiastowe. Tylko potrzeba do tego jeszcze chęci no a z tym może być już trochę gorzej...
podobają mi się te częste metafory stosowane na tym blogu, gratuluję. W bardzo obrazowy sposób można spojrzeć na swoje życie, na relację z Bogiem. Mój pokój? Czas chyba na wiosenne porządki .
Bóg jest oczywistością. Tyle, że nie w każdym momencie dla nas. Z powodów naszych bardzo osobistych zaciemnień. Na szczęście, zadne zaciemnienie nie trwa wiecznie i znów objawia się oczywistość rzeczywistości Boga :)
Na początku chciałabym podziękować za budujący komentarz (kolejny). Przeczytany wczoraj, kilka godzin przed kolejnymi 'wiosennymi porządkami'- ważną rozmową i jeszcze ważniejszym sakr. pokuty. Co za radość, że z Jezusem w sercu i życiu-powroty są nieraz bolesne, ale potrzebne jednak. Teraz trzeba być cierpliwym i uważnym, aby nie stracić otrzymanego Światła. Niepojęta Jego cierpliwość i Miłość-nie do opisania w porównaniu z moją-małego człowieczka, często wątpiącego i potykającego się-o wiele codziennych, prostych, ale też skomplikowanych spraw. Potem tak trudno znaleźć drogę-co za paradoks-bo nabałaganić w życiu i sercu to nieraz zbyt perfidnie prosto.
Nie miałam odwagi prosić o modlitwę, więc tym bardziej serdecznie jestem i będę za nią wdzięczna :). Obiecuję też pamiętać w modlitwie-bo chociaż tak mogę podziękować.
Radośnie, pomimo świadomości, że przeciwności nie znikną-a zmiany potrzebują dużo czasu (to przypomnienie też było mi pomocne)-pozdrawiam.
Przypomniało mi się jak mówił Św. Jan Bosko: " Szatan boi się ludzi radosnych "-mądre i prawdziwe stwierdzenie.
no, jest niezły śmietnik. od dłuższego czasu. strasznie ciężko coś zobaczyć. przez jakiś czas się starałam, teraz już każda próba kończy się nerwami, niepokojem, bo przecież tego nie da się zrobić.
może jeszcze nie czas na to, żeby było jasno. może przyjdzie Tato i przyniesie to światło, bo sama nie daję rady.
nie wiem. wiem, że jest ciemno i niezbyt przyjemnie. i trwam w tej ciemności. czasem gdzieś pojawi się jakiś promyk, jakaś mobilizacja, za którą jestem wdzięczna i którą próbuję wykorzystać. wychodzi różnie. przeważnie jeszcze większe zagracenie.
Sama nie wiem, jak wygląda mój pokój... Mam w nim dużo miejsca na te dobre rzeczy, ale one jakoś nie chcą przyjść. Nie ma jeszcze ciemności, ale też nie jest jasno. Poznaję swój pokój i już niebawem na pewno dostanę odpowiedź...
Przyciemnione światło, czasem go więcej, a nieraz zabierają całe. Z wierzchu lekki nieogar, taki codzienny, część rzeczy ładnie poukładana i posortowana, choć są miejsca, gdzie wszystkie , poupychane na siłę rzeczy wypadają gdy tylko otworzy się drzwiczki.
Dbając o swoje zdrowie dążysz do szczęścia, które może być dostępne dla ciebie nawet w bólu, cierpieniu i przykrości jeśli twoją nadzieją będzie prawo a celem życie.
Dziękuję za ten post - proste, pełne prawdy słowa.
Cieszę się, że znowu tu mogę przebywać:)
Pierwsza refleksja, jaka przyszła mi do głowy po przeczytaniu tej notki, była taka, by w naszych pokojach zawsze panował Pokój! :)
Z biegiem dni, wracając do tekstu i czytając komentarze innych, doszłam do wniosku, że wcale nie chodzi o to, żeby wymieść wszystko z naszego serca i zostawić w niej totalną pustkę. Owszem, w pustych pomieszczeniach najłatwiej utrzymać porządek, bo sprzątanie w nich nie wymaga wiele wysiłku i zachodu. Tylko jak zaprosić Kogoś do takiego pustego pokoju, gdy nie ma On się gdzie rozgościć? No właśnie... Nie trzeba wcale wszystkiego z niego wyrzucać w przekonaniu, że w ten sposób uwolnimy się od przeszłości i będziemy mieć w sobie porządek, bo to trochę tak jakby uciekać przed własnym cieniem. ;) Dużo ważniejsze jest, by w umeblowanym różnymi wspomnieniami i doświadczeniami życiowymi sercu umieć znaleźć odpowiednie miejsce dla każdej "rzeczy", czyli po prostu pogodzić się z tym wszystkim, co nas spotkało i ciągle spotyka w życiu, a w centrum postawić wygodny fotel [lub inny mebel miły] Bogu. :)
Ja ostatnio na nowo wniosłam do swojego serca Światło, którym jest Jezus, mimo że wcale nie było tak ciemno w środku. Jednak lepiej chyba na bieżąco wycierać kurze i dbać o ład w swoim pokoju, niż dopuścić w nim do takiego bałaganu, którego nie da się ogarnąć i nie wiadomo potem, w co ręce włożyć... ;)
Serdecznie pozdrawiam! :)
Przepraszam, że anonimowo - po prostu nie mam konta na blogerze:(
Wchodzę tu od jakiegos czau i podczytuję - i notki i komenty. Dziś też zostały podczytane i taka refleksja w odniesieniu do komenta Nobody:
Owszem, w pustych pomieszczeniach najłatwiej utrzymać porządek, bo sprzątanie w nich nie wymaga wiele wysiłku i zachodu. - uważam, że wręcz przeciwnie!!!
Po pierwsze - ogromnym wysiłkiem jest zostawienie własnych przywiązań, przyzwyczjeń, zniewoleń, grzechów!!!
Po wtóre - w pustym pomieszczeniu widać każdego śmiecia!!!
Tylko jak zaprosić Kogoś do takiego pustego pokoju, gdy nie ma On się gdzie rozgościć?
Odniesienie kolejne - Niekiedy tak się zdarza, że to puste pomieszczenie ustanawia właśnie TEN KTOŚ, po to by je zapełnić od nowa!!!
Napełnić tym, co jest dla nas dobre!!! - bo trzeba niekiedy, by wszystko stało sie nowym!!!
No właśnie... Nie trzeba wcale wszystkiego z niego wyrzucać w przekonaniu, że w ten sposób uwolnimy się od przeszłości i będziemy mieć w sobie porządek, bo to trochę tak jakby uciekać przed własnym cieniem. ;)
Nie da się uciec od własnej przeszłości, ale kochając siebie i swoją tożsamość i wspomnienia warto otworzyc się na nowe rzeczy - a jak je przyjąć, jeśli jest w nas nieład i napełniamy się śmieciami!!! Jezus wyrzuca z nas to co jest takimi smieciami i napełnia wspaniałymi darami.
Dużo ważniejsze jest, by w umeblowanym różnymi wspomnieniami i doświadczeniami życiowymi sercu umieć znaleźć odpowiednie miejsce dla każdej "rzeczy", czyli po prostu pogodzić się z tym wszystkim, co nas spotkało i ciągle spotyka w życiu, a w centrum postawić wygodny fotel [lub inny mebel miły] Bogu. :)
Myślę, że nie jest to dużo ważniejsze ale równie ważne - co dokonanie takich zabiegów, by było miejsce na rzeczy nowe!!!
Drogi Nobody, nie miej żalu do odniesienia się wprost do Twojego komentu - nie było moim zamiarem krytykowanie Ciebie. Moje "wywody" raczej maja związek z przeżyciami różnymi w moim własnym życiu i wielokrotnym doświadczeniem tego, że jak się nie da Jezusowi posprzątać, to próby wciskania rzeczy nowych spełzaja na panewce... bo po prostu nie ma na nie miejsca. To tak jak ogrodem na wiosnę: ja się go po zimie nie uprzątnie, jak się nie skopie i nie użyźni spulchnionej ziemi i nie będzie dbało o odchwaszczanie i właściwe nawodnienie - to niestety plony będą nikłe, a nawet żadne.
Pozdrawiam serdecznie twórcę bloga i wszystkich komentujących - Katarzyna
Droga Katarzyno!
Chyba jednak nie do końca zrozumiałaś mój wpis... Bynajmniej nie chodziło mi o to, by nie robić porządków w swoim sercu i nie wyrzucać z nich zła, nałogów, zniewoleń, grzechów, itd. To wszystko jest związane z porządkami, za którymi jestem jak najbardziej! Pisząc o nieusuwaniu wszystkiego ze swojego pokoju, miałam na myśli bardziej jego umeblowanie, czyli naszą przeszłość, nieraz trudne i bolesne doświadczenia życiowe. Nie można (i nie powinno się) ich ot tak po prostu wyrzucić, bo one są częścią nas. I jeśli chcemy mieć miejsce w swoim życiu na nowe, to trzeba umieć najpierw uporządkować stare "rzeczy", co nie jest równoznaczne z wyzbyciem się wszystkiego. [Jeszcze raz podkreślam, że nie mówię teraz o grzechach i złu w naszym życiu, które bezwzględnie trzeba usuwać ze swojego serca, ale o trudnej przeszłości, z którą wiele osób jest niepogodzonych.] Prawda jest taka, że jeśli będziemy umieli pogodzić się z tym, co było i jest bolesne w naszej historii życia, to znajdzie się miejsce na nową lepszą przyszłość. Bo problem nie tkwi w tym, że coś złego nas kiedyś spotkało, ale w tym, że ciągle to rozpamiętujemy, przeżywamy na nowo i nie chcemy czy nie potrafimy zaakceptować przeszłości taka, jaka jest. Nawet ze swojego bólu i cierpienia można uczynić sobie bóstwo, które przesłoni Boga i nie pozwoli Mu działać w naszym życiu. A właśnie chodzi tylko o to, by naszych sercach centralne miejsce zajmował On, by nic go nie przesłaniało: ani przeszłość, ani teraźniejszość, ani przyszłość. :)
A co do sprzątania pustych pomieszczeń, to jednak łatwiej przelecieć miotłą czy mopem po pustej podłodze, niż wytrzepać dywan, pościerać kurze z półek, poukładać wszystko w szafie czy szufladach. Jest znacznie mniej roboty, a i dzięki temu, że każdy najmniejszy śmieć jest widoczny, można go zaraz szybko usunąć. Tymczasem w umeblowanym pokoju dużo trudniej zauważyć brud, który zbiera się po kątach. ;)
Pozdrawiam! :)
Czasem wniesienie światła może przerazić... Ale z pewnością jest potrzebne! Pozdrawiam, z Panem Bogiem!
[...]po co wasze swary głupie, wnet i tak zginiemy w zupie.
Witam serdecznie !
Zapraszam do siebie , na swojego bloga .
Anonimowy [2 wpisy wyżej]: Nikt się tutaj nie kłóci. :) Po prostu Katarzyna napisała o swoich odczuciach, a ja wytłumaczyłam jej, o co mi chodziło, bo trochę inaczej odebrała mój tekst. ;)
blogniedzielny, chyba każdy z nas potrzebuje raz na jakiś czas odrobinę samotności. Tak żeby móc pewne rzeczy przemyśleć, zastanowić się zobaczyć. W ciszy mówi do nas Pan Bóg.
Antonina, pięknie napisane. Ponadto jest to w interesie złego ducha, aby co tylko możliwe, przedstawiać nam w złym świetle. Wchodząc w kontakt z Panem Bogiem, często zaczynamy dostrzegać wiele dobra, które już nas otacza, a na które nigdy nie zwracaliśmy uwagi.
Millu, Pan Bóg, jeśli Mu na to pozwolimy, może czasem dokonać zmian w naszym życiu stopniowo, a czasem - bardzo szybko i prawie natychmiast. Tylko On wie, co dla nas najlepsze, dlatego najlepiej zwyczajnie Mu się poddać. Cieszę się, że wprowadziłaś do swojego życia także Tą Matkę, i że działacie razem.
fasolik, rzeczywiście jeśli zaczniemy się przyglądać w świetle powoli zobaczymy kolejne, może coraz mniejsze rzeczy, które Pan Bóg będzie nas zachęcał, aby wynieść. Im dłużej stoimy w świetle, tym lepiej będziemy to widzieć. Jestem pewien, że jeśli dalej będziesz pozwalać Mu kierować swoim życiem, Pan Bóg będzie inspirował inne o osoby, przez Ciebie - jestem pewien, że już to robi.
Katarzyna / Kathryn, czasem jest też tak, że jedno słowo albo czynność potrafi wyzwolić w nas całe mnóstwo złych emocji. Wtedy warto prosić Ducha Świętego o świało, żeby pokazywał nam czemu tak jest i oczyszczał, jeśli tego potrzeba.
Joanna, myślę, że samo takie spojrzenie na własne życie w świetle Pana Boga, to już jest cenny dar. Bo widzimy nad czym warto by popracować, co wynieść itp. Może warto przyjrzeć się po kolei pojedyńczym elementom i pytać Pana Boga - 'co teraz chciałbyś, abym wyniosła?'. Czasem dobrą okazją na rozpoczęcie takich zmian jest Sakrament Pojednania.
Canada, ten brak ładu i spokoju, może brać się stąd, że nie jesteśmy przyzwyczajeni do tej nowej sytuacji. Do zmian jakie przyszły. Często jest tak, że nasze sumienie się wtedy bardziej wyostrza i zaczynamy widzieć więcej, czujemy, że teraz potrzeba podjąć pracę nad pewnymi sprawami. I może być tak, że czujemy lekki niepokój, bo tak sumienie będzie podpowiadać nam, abyśmy coś zrobili. Warto wtedy podjąć wyzwanie. Czasem jest tak, że czekamy z porządkami na specjalną okazję - np. pojawienie się kogoś bliskiego. Ale może Pan Bóg chce kogoś takiego wprowadzić do naszego życia, ale potrzebuje najpierw naszego porządku?
Agata ;), pierwszy krok postawiony - to się liczy. Teraz warto prosić Pana Boga, aby kontynuwał w nas to - co rozpoczął. I pozwolić Mu działać, po mału.
Monika M., niech Pan Bóg Ci w nich błogosławi :)
Józef z Rzeczpospolitej Norwidowskiej, rzeczywiście, są nieraz takie momenty w naszym życiu, kiedy trudno nam tego Pana Boga 'widzieć'. Ale jest to czas, kiedy tym bardziej potrzebujemy Mu wierzyć.
Dorota Szczęsna, każde takie osobiste spotkanie w Sakramencie Pojednania i jest kluczowe w naszym życiu, jeśli dobrze je przeżyjemy. To jest wtedy, kiedy odbijamy od dna, zmieniamy kierunek, zaczynają się dla nas liczyć inne wartości, albo raczej - odkrywamy na nowo te, które zawsze były dla nas najważniejsze. Cieszę się, że spotykasz się w ten sposób z Panem Bogiem.
Tea, ważna jest nasza postawa. Sami z siebie naszych wewnętrznych pokoi nie oczyścimy. Możemy zaprosić Pana Boga aby nam w tym pomógł. I jestem pewien, że już tak robisz. Dlatego nie ma się co przejmować, ale po prostu pozwolić Mu po mału działać. Zobacz ile już pięknych rzeczy zrobił w Twoim życiu! :)
Salanee, Pan Bóg w pewnym momencie przyniesie te dobre rzeczy, o których piszesz, nie martw się. Ważne, że pozwalasz Mu działać, i że starasz się o czystość w Twoim wewnętrznym pokoju. Czasem potrzebujemy być jak te panny roztropne z Ewangelii, które czekały z zapalonymi lampami na przyjście swojego Pana.
Dusiak, możesz spróbować zastanowić się też, na ile Ty masz wpływ na wnoszenie tego światła. Potrzebujemy czasem sporo inicjatywy, aby to światło wnieść. Wiem, że się starasz. Powierzam Cię dalej Panu Bogu.
Nobody, faktycznie, nie musimy pozbywać się wszystkiego. W takiej interpretacji tekstu - tak jak piszesz, Pan Bóg pewne rzeczy będzie chciał w nas zostawić i rozwijać, podczas gdy inne, będzie zapraszał nas do tego, by wynieść. Ale potrzebujemy tego światła, aby rozpoznać co jest co. Porządkowanie po ciemku może sprawić, że wyrzucimy coś bardzo cennego. A gdy wniesiemy światło, może okazać się, że straciliśmy coś bardzo ważnego. Dlatego warto stale stać w świetle Pana Jezusa.
Baruch, rzeczywiście, czasem trzeba wiele odwagi aby wnieść to światło. Nigdy nie wiemy, co zobaczymy. Ale warto.
Kochani, dzięki serdeczne za wszystkie komentarze!
Witam wszystkie nowe osoby na blogu! Cieszę się z Waszej obecności! :)
Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem! :)