Być może patrząc na swoje życie, możesz zauważyć pewne szczególne cele. Coś co pragniesz zdobyć albo osiągnąć. Coś zwyczajnego, co jednak bardzo pochłania twoją uwagę.
Czymkolwiek to jest, warto zdać sobie sprawę ile tak naprawdę pochłania to twojej uwagi. Takie zwykłe przyziemne ambicje, mogą być dobre same w sobie, o ile potrafimy je ustawić we właściwym miejscu.
Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy wszystko inne zaczynamy podporządkowywać temu celowi. Nasze życie duchowe, rodzinę, znajomych, inne ważniejsze obowiązki. Jeśli nie nadamy rzeczom właściwych priorytetów, łatwo możemy się pogubić. Możemy osiągnąć coś mało znaczącego kosztem tego, co miało prawdziwe znaczenie. Dlatego dobrze jest zatrzymać się na chwilę i zastanowić: do czego dążę, co jest dla mnie na dzisiaj najważniejsze, a czemu tak naprawdę chcę poświęcać swoją uwagę?
Czy coś pochłania dzisiaj szczególnie twoją uwagę? Czy umiesz ustawić to we właściwym miejscu w swoim życiu? Pomyśl o tych, którzy naprawdę zasługują na twój czas.
Dla mnie takim sprawdzianem właściwej hierarchii wartości jest małżeństwo. I tu się okazuje, że nie zawsze jest różowo:( Czasem rzeczy mniej ważne zabierają mi czas, który powinnam dać rodzinie.
Mam za sobą Czas Najwyższej Jakości spędzony z umierającym Ojcem.I dlatego nie ma żalu i pytań DLACZEGO ON ?? bo wiem iż gdyby nie chorował nie było by tych zwykłych ludzkich gestów.....
Tak mam świadomość swego życia, oczywiście gubię się czasem w priorytetach, śpieszę... ale wtedy "dostaję" pstryczka w nos :) i wychodzi na to że nie potrzebnie :)Uczę się, cały czas się uczę....
Biorąc ślub po raz pierwszy miałam aż tak wielkie wrażenie, że wszystko jest we właściwym miejscu i czasie i miałam na to wiele namacalnych dowodów.
W sumie mogłabym podpisać się pod słowami Amelii, myślę, że ujęła to słowami takimi jakimi ja również chciałam opisać swój stan.
Dzięki Amelio za Twe słowa a nade wszystko za przyjaźń. Czekamy na Was - byle do soboty! ;-)
Dobrze wykorzystać czas dany nam przez Boga...
Dla mnie w tym tygodniu zaczyna się sesja zaliczeniowa i egzaminacyjna - kolejny raz większe poświęcenie czasu na naukę - formacja intelektualna na 100%:)
Jak w tym zabieganiu naukowym nie zatracić łączności z tym, który jest najważniejszym CELEM i któremu powinienem najwięcej ofiarowć swojego czasu...
Pozdrawiam serdecznie:)
Codziennie zadaję sobie to pytanie. Mieć cel, to do niego dążyć. W ostatnim czasie zatraciłam hierarchię wartości, gubię się, wielu rzeczy nie rozumiem. Wiem do czego dążę, ale nie udaje mi się osiągnąć tego, co zakładam. Siądę dzisiaj i jeszcze raz wszystko dokładnie przemyślę, a później obiorę sobie nowy cel...
Przypadkiem znalazłam ten post i blog...a może jednak nie przypadkiem, w mojej parafii posługują Salezjanie Księdza Bosko i z ciekawości zajrzałam, by sprawdzić do słychać w salezjańskim sercu:) Od kilku lat staram się znaleźć to moje właściwe miejsce na ziemi... Nade wszystko w ostatnim czasie pochłaniają moją uwagę intensywne przygotowania do matury, pielgrzymki maturzystów na Jasną Górę i kolejnego egzaminu na prawo jazdy. Kiedy tylko udaje mi się wyrwać z sideł nauki próbuję szukać Boga w innych, których odwiedzam w ramach wolontariatu w hospicjum. Uczę się tam pokory, z którą staram się stawać jak najczęściej jak dziecko przed Bogiem i dziękować za "wszystkie nasze dzienne sprawy". Próbuję zaufać Najwyższemu i ze spokojem przyjmować Jego wolę w moim życiu.
Pamiętam w modlitwie o wszystkich zaglądających tutaj...
A to jest różnie. Czasem uświadamiam sobie, jak wiele przeszłam, ale też ile jeszcze muszę przejść na swojej drodze (i w życiu, jak mam w tytule bloga). Jak długo i ile, to tylko Pan Bóg wie. Pozdrawiam :)
W tym momencie dużo, aż za dużo, mojej uwagi zajmują obowiązki zewnętrzne. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu ten etap szczęśliwie się zakończy i wrócę do mojej zwykłej codzienności. Często mam nawet przez te chwilowe zmiany trudność z prostym trwaniem na adoracji, choć mam na nią czas, a do wystawionego w monstrancji Pana wystarczy zejść po schodach.
Na szczęści moim celem jest Pan i naprawdę wiele porzuciłam by wybrać Jego. Czasami serce jeszcze zakłuje, ale z kolejnymi latami jestem coraz dojrzalsza w tej kwestii i świadomiej czerpię szczęście z mojego wyboru - uświadamiając sobie te wszystkie szczęścia, których tak wielu jest pozbawionych, których nawet nie pragną. To wielka łaska, mieć Pana tak blisko i pragnąć Go w odpowiedzi na Jego pragnienie.
Często też moja uwagę zbyt mocno zaprząta przyszłość (choć wybija mi się to z głowy na wszelkie sposoby). W tym momencie mam piękną i świętą wspólnotę, którą kocham, dom w którym czuję się dobrze, mądrego i kochającego Boga kierownika, życie Duchem - boję się czasami, że gdy za kilka lat (obstawiam 3 lub 4) zmienię dom i wspólnotę przez naturalną kolej rzeczy, może być mi trudno żyć rzeczywistym życiem duchowym. Za dużo już widziałam pogubionych sióstr, które pozostawiają na sobie przykrywkę powołania, które utraciło dawno radykalizm, Ducha i żar maleńkiej drogi na rzecz formalizmu i chorych układów. Za dużo tego, za dużo konfliktów z przełożonymi, traktowania ludzi przedmiotowo i tłamszenia przejawów własnej osobowości.
Dlatego teraz żyję szczęściem i obdarzam prawdziwą miłością tych którzy są wokół mnie, zaś przyszłość - choć wiem, że ufność jest podstawą - napełnia mnie ogromem obaw...
Oooj... Jest tak wiele rzeczy do zrobienia i tak wiele marnowanego czasu na tym, żeby choć na chwilę zapomnieć o obowiązkach... Pora się ogarnąć :)
Pozdrawiam!
Żona, myślę, że nie ma się co zrażać. Tego balansu uczymy się przez całe życie, ważne aby mieć tego świadomość, i robić co w naszej mocy, aby poświęcać czas tam, gdzie wiemy, że powinniśmy.
Rybiooka, dzięki za podzielenie się tym świadectwem. Ten czas, kiedy odchodzą szczególnie bliskie nam osoby, może stać się właśnie takim błogosławionym czasem, jeśli będziemy potrafili go przeżyć, dając tej drugiej osobie poznać, jak jest dla nas ważna, właśnie w takich zwyczajnych gestach, słowach, których czasem wcześniej nie mieliśmy okazji tak często wyrażać. Do tego zachęca Duch Święty. Cieszę się, że tak potrafiłaś przeżyć ten szczególny czas. I, że dalej pozwalasz prowadzić się Duchowi Św. i uczyć się od Niego.
Amelia, w szczególnych momentach, Pan Bóg może dać taką szczególną łaskę, takie poczucie, że to nie tylko to czego Wy pragniecie dla siebie, ale także to, czego On dla was pragnie. Ważne, aby o tym poczuciu pamiętać, i wracać do niego, kiedy przyjdą trudniejsze chwile.
Agnieszka, cieszę się, że Pan Bóg daje Wam tak wyraźnie poznać, że to co Was łączy jest także Jego radością. Trwajcie w miłości.
piotrmaciejak-petrus, ta formacja intelektualna, jest tak naprawdę także poświęcaniem czasu Jemu. Poprzez solidne przygotowanie, pozwalamy się Jemu kształtować, tak by móc Mu służyć jak najlepiej, w powołaniu, które dla nas wybrał. Dlatego, myślę, że nie ma co mieć wyrzutów sumienia, jeśli w tym czasie więcej uwagi poświęcamy nauce, ale warto ze świadomością robić to dla Niego.
Salanee, nawet jeśli nie udaje się nam odrazu osiągnąć obranego celu, nie ma się co zrażać. Być może dobrym pomysłem, przy obieraniu nowych celów, byłoby pomyśleć raczej o czymś mniejszym, a co łatwiej będzie nam osiągnąć. Potem możemy obrać kolejny cel i tak po mału wzrastać. Jak uczy św. Tereska od Dzieciątka Jezus, możemy w ten sposób zdobywać niebo małymi kroczkami.
Klara, bardzo się cieszę i witam serdecznie na blogu :) podejmujesz bardzo wiele różnych zajęć, i wszystkie wydają się bardzo ważne. Dlatego warto poświęcić trochę czasu na zaplanowanie sobie, czemu chcę poświęcić ile uwagi, ile czasu. Może nawet na papierze, albo na komputerze, możesz pomyśleć o rozpisaniu jak chcesz rozplanować czas pomiędzy tymi różnymi zajęciami oraz rodziną, bliskimi. Myślę, że to wspaniałe, że podejmujesz się służby w hospicjum i potrafisz tam odnajdować Pana Boga. On jest w tych osobach szczególnie obecny, i potrzebuje osób, które przyjdą Mu w ten sposób służyć. Niech Pan Bóg Cię błogosławi!
Zim, dobrze mieć świadomość tej drogi, którą się przeszło, i co ważniejsze, widzieć jak Pan Bóg był tam obecny, jak działał w naszym życiu. Nie wiemy ile jeszcze przed nami, ale warto każdą minutę wykorzystać, by służyć Mu najlepiej jak potrafimy :)
Paulina, faktycznie, nadmiar takich obowiązków zewnętrznych łatwo może przerzucić się na jakość czasu, który spędzamy na adoracji, Mszy Św. itd. Ale zobacz, że podejmujemy te obowiązki z posłuszeństwa, są więc one także pragnieniem Pana Boga wobec nas. Nawet jeśli z tego powodu przez pewien czas będzie towarzyszyć nam oschłość czy rozkojarzenie, to przychodząc do Pana Boga i trwając przy Nim najlepiej jak potrafimy, już robimy to czego On od nas oczekuje. Rzeczywiście, wiele oddajemy Panu Bogu, odpowiadając na Jego zaproszenie w powołaniu. Ale także wieloma rzeczami nas Pan Bóg obdarza. Dostajemy od Niego naprawdę wiele, dużo więcej niż kiedykolwiek będziemy mogli Mu dać. Oczywiście powołania musimy się uczyć, tak samo w życiu zakonnym jak i świeckim. Przychodzą także trudniejsze momenty, i bez pomocy i trwania przy Panu sobie nie poradzimy. Dlatego tak ważne jest aby trwać w żywej relacji z Nim i ze wspólnotą. Myślę, że to naturalne, że myśli związane z przyszłością zaprzątają uwagę. Możemy uczyć się tak, że na przykładzie współsióstr/współbraci, na co powinniśmy uważać, a z drugiej strony patrzyć na te osoby z miłością i wyrozumiałością, bo każdy z nas może kiedyś upaść, jeśli dziś stoimy to tylko z łaski Pana Boga. Warto też uczyć się trwania w radości z tu i teraz. Jeśli Pan Bóg daj dzisiaj łaskę wspaniałej wspólnoty, kierownika, zadań, warto dziękować Mu za to i po prostu cieszyć się tymi chwilami. To jest jak prezent, który Pan Bóg nam dzisiaj daje, i chce widzieć jak go otwieramy i się nim cieszymy.
Kłosu :), brawo za optymistyczną postawę, niech Pan Bóg Cię prowadzi!
Kochani, dzięki serdeczne za wszystkie komentarze! Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem! :)