Być może były lub są w twoim życiu takie sytuacje, gdzie czyniąc dobro, spotykasz się z niedocenieniem, albo wręcz złym potraktowaniem za to co robisz.
Czasem może być to osoba, o której dobro się staramy. Czasem mogą być to ludzie, którzy nawet nie mają z całą sprawą nic wspólnego. Patrzą tylko z boku i rzucają osądy.
Takie postawy mogą brać się z różnych przyczyn. Często jest to zazdrość. Ktoś widząc twoje starania, uważa że sam nigdy by się na nie nie zdobył, więc tworzy sobie teorię, którą będzie próbował podciąć ci skrzydła.
Może brać się to także z niezrozumienia albo niepewności. Osobom poranionym przez życie, często dużo trudniej jest przyjmować dobro i spontanicznie się nim cieszyć.
Cokolwiek jest przyczyną, warto trwać w dobrym. Jeśli masz wątpliwość, czy to co robisz jest słuszne - porozmawiaj ze spowiednikiem, kierownikiem duchowym. A dalej: trwaj. Nie ulegaj przeszkodom. Pan Bóg da Ci łaskę, aby przejść ponad nimi.
Czy spotykasz się w swoim życiu z niesprawiedliwym osądzaniem i traktowaniem? Jaka jest twoja odpowiedź? Nie poddawaj się, Pan Bóg ciebie potrzebuje.
Ludzie... Im bardziej niesprawiedliwie traktują, tym więcej potrzebują mojej modlitwy! "Miłujcie się wzajemnie, tak jak Ja was umiłowałem"!
Nade wszystko jednak, moje 'niepoddanie się' jest najbardziej potrzebne mi samej, potrzebne do mojego zbawienia, lepszego życia. Nie bezpośrednio Bogu. Rozumiem intencję, ale gryzie mnie w duchu ostatnie zdanie :)
Pozdrawiam w Panu! +
Mnie właśnie to spotkało, kilka dni temu. Ktoś wpadł na mojego bloga i zaczął mnie obrażać, posądzać, pastwić się psychicznie. Jestem osobą wrażliwą, dlatego zabolało mnie takie traktowanie. Nigdy, nikomu nie robiłam krzywdy, choroby sobie nie wybrałam, tyle się wycierpiałam, teraz walczę o to, żeby w końcu zacząć normalnie funkcjonować, a tu ktoś, kto niby jest znajomym, nazywa mnie pasożytem i mówi, że kłamię o chorobie. Kto mnie zna wie, ile musiałam znosić przez 2 lata i na co chorowałam... Piszesz o zazdrości, ja też tak sobie pomyślałam przez chwilę, ale przecież, jak można zazdrościć komuś choroby? To nic dobrego, to trwanie w bólu, to brak środków do życia. Zero korzyści, chociaż z drugiej strony, to nauczyłam się przyjmować z pokorą tego, co przynosi mi los, przestałam pytać - dlaczego ja? To są 2 pozytywne aspekty w tym całym nieszczęściu.
Pozdrawiam serdecznie. Dobrego dnia.
Myślę, że nie to brat miał na myśli. Ten człowiek nie zazdrości Ci choroby, a tego, że sobie radzisz wbrew przeciwnościom losu..
Dla mnie choroba (mówię tu tylko we własnym imieniu i względem tego co sama przeszłam!) jest błogosławieństwem i siłą, drogą do Pana.. I wielu ludzi zazdrościło mi i zazdrości tej woli walki, siły do pokonywania jej. @Salanee wspieram Cię w mojej modlitwie. I powodzenia!!! +
Są ludzie, jak studnie bez dna można dawać i dawać i nic. W zamian tylko wykorzystywanie i obojętność albo obrzucanie błotem. Wybrałam trudne środowisko, gdzie nikt nie chce iść. Ostatnio odkryto gen psychopatii, okazuje się, ze to zło u psychopatów to choroba, którą wkrótce będzie można leczyć, może tak samo jest z toksycznymi ludźmi.
Wierzę, że warto jest potrudzić się i właśnie- trwać. Dlatego to robię :)
A niezrozumienie...jest, a nawet- jest duże.
Pax
Łatwo mi się w tym odnaleźć - z obu stron. Zazdrość jest u mnie naturalna, nawet wobec osób, które szczerze lubię. Mogłabym to zrzucić na środowisko, ale nie można ciągle uciekać od swoich wad...
Nieporozumienie, niepewność, poranienie - dwoma rękoma się podpisuję.
Najtrudniej jest ocenić co jest tym dobrem, w którym należy trwać. Czy jest to dobro w subiektywnym przypadku.
Świetny kierownik to skarb, ale wiele decyzji czy rozeznań musimy podjąć sami. Odpowiedzialność za nasze życie spoczywa w naszych rękach.
Wybucham! A wtedy inni nie wiedzą co robić... :D
O tak! Czesto tego doswiadczam....a moze jestem przewrazliwiona? Wielu ludzi na nas dziwnie patrzy, bo w czasach wszelkiego dazenia do kariery i nieopanowanej checi zysku, my- to znaczy nasza rodzina- uswiadomila sobie, ze to co mamy- nam wystarcza do godnego zycia. Kochamy miec czas dla rodziny. Dlatego maz pilnuje by miec wolne niedziele a ja, poki dziecko male nie pracuje. Nigdy nie pracowalam, za nim nasze dzieci ukonczyly 3 lata. I wcale nie bylo latwo, ale ja bylam dzieckiem podrzucanym i chcialam by moje dzieci byly ze mna w swoich najmlodszych latach. Niestety, innym to sie nie podoba. Nie wiem czemu, skoro my jestesmy z tym szczesliwi??? Czy w dzisiejszych czasach nie mozna byc prawdziwa matka, taka co gotuje soim wracajacym ze szkoly dzieciom obiady??? Bardzo mnie to boli! Ale z drugiej strony- umiem sobie wytlumaczyc i wiem jaka role musze w zyciu spelnic jako piorytet! A na prace pewnie nadejdzie czas. To pierwsze co nasunelo mi sie na mysl. Zazdrosc? Nie wiem.... moze. Niektorzy ludzie chyba lubia sie dowartosciowywac robiac uwagi innym. Mam tez znajoma- osobe wielce wierzaca i spedzajaca w kosciele duzo czasu, angazujaca sie we wszelkie organizacje i kluby koscielne, a jak ja widze to boje sie do niej odezwac, bo ciagle "warczy" na innych, gdyz wychodzi z zalozenia, ze kazdy powinien tak jak ona.... dziwni sa ludzie. Bardzo.... kiedys bardzo mnie wiele spraw irytowalo, ale z wiekim czlowiek nabiera dystansu a moze pokory i czesciej usmiecham sie.
Nisprawiedliwe osady czy traktowanie chyba spotyka wielu ludzi, najwazniejsze to nie pozwolic im zatruc wlasnej duszy. Jesli mamy czyste sumienie i czujemy, ze to co robimy jest zgodne z wola Boza- to chyba najwazniejsze! A ludzie.....coz....taka ludzka natura- dokuczyc. Bardzo serdecznie pozdrawiam.
Biblia mówi, że niesprawiedliwy osąd jest jednym z elementów krzyża chrześcijanina. Pan Jezus ile dobrego zrobił - a tłum wołał, by uwolnić Barabasza, złoczyńcę. Ale ważne jest też to, by ludzie jeśli mają źle o nas mówić, to żeby robili to tylko dlatego, że jesteśmy chrześcijanami, a nie dlatego, że postępujemy niewłaściwie. No bo to nie sztuka i nic wielkiego być oczernianym za złe postępowanie czy po prostu zwykłą głupotę, co sama doświadczyłam na własnej skórze, zanim się nawróciłam. Jednak gdy człowiek cierpi, jest wyzywany tylko dlatego, że jest posłuszny Bogu - to już jest wielka różnica. Pozdrawiam :)
Po roku dokuczań, dziś daje szanse ostateczną - jeśli to nie poskutkuje zgłaszam na prokuraturę. Czasami trzeba radykalnie... mi już zabrakło dobroci gdy tak ktoś przekroczył pewną granicę a ja nie mam pojęci za co? Nic nie zrobiłam złego... a jednak ktoś coś ma do mnie... :(
Marsjański Antropolog, myślę, że to jest piękna postawa, i czegoś takiego potrzebujemy się właśnie uczyć - aby, gdy przychodzą trudności i niezrozumienie, jeszcze bardziej starać się modlić, służyć. Często w takich momentach Pan Bóg dokonuje w nas duże przemiany.
Salanee, przykro mi że spotkała Cię taka nieprzyjemna sytuacja. Choroby na pewno Ci ta osoba nie zazdrości, może raczej tego, jak pisze Marsjański Antropolog, tego że sobie radzisz, albo że są koło Ciebie ludzie, którzy się Tobą przejmują. Trudno czasami zrozumieć motywy, kogoś, kto w ten sposób postępuje. Jeśli szczera rozmowa nie wystarcza, by to rozwiązać, pozostaje się po prostu modlić za tą osobę, nie brać do siebie, jeśli próbuje Cię obrażać.
kaja, faktycznie, brak wdzięczności potrafi szybko podciąć skrzydła, i nie chcemy znowu poświęcać się dla drugiej osoby. Ale ważne, aby pamiętać, że wszystko co robimy, ma znaczenie dla Pana Boga. A jeśli stać nas na takie bezinteresowne dawanie, jest to za każdym razem szczery akt miłości wobec Pana Boga.
browncharacter, świetnie, że masz takie optymistyczne podejście. Warto trwać :)
Paulina, samo uczucie zazdrości, które się w nas rodzi nie jest jeszcze złem. Jest to natomiast, coś na co musimy zawsze zwracać uwagę, bo wpływem tego uczucia możemy zrobić coś, co będzie złem.
Zgadzam się z Tobą, rozeznawanie jest trudne i nie zawsze mamy możliwość porozmawiania z kierownikiem duchowym. Dlatego warto prosić Ducha Św. o pomoc i uczyć się rozeznawania. Dużą pomocą może być zapoznanie się z zasadami rozeznania, o których pisze Św. Ignacy Loyola w Ćwiczeniach Duchowych.
Dusiak, czasem dobrze jest trochę odczekać :)
Katarzyna / Kathryn, myślę, że wybór, którego dokonaliście z mężem co do pracy jest czymś bardzo cennym. Sam pochodzę także z takiej rodziny - moja mama nigdy nie pracowała jak byliśmy mali, a dzisiaj jesteśmy za to bardzo wdzięczni naszym rodzicom. Dopiero dorastając zaczyna się to rozumieć, i zaczyna się też rozumieć ile taka decyzja kosztuje poświęceń. Ale mimo wszystko warto. Dom nabieraz zupełnie innego kształtu. Obecność mamy, to że zawsze jest obiad, że się zapyta jak minął dzień, że jest - tego się nie zapomina. Jest to też wspaniała okazja, aby pomóc kształtować się dzieciom. Myślę, że nie ma co ulegać tym, którzy krzywo spoglądają na decyzję, którą podjęliście. O ile jest taka możliwość, naprawdę warto. Wydaje mi się, że dużo więcej zyskuje się za to co się oddaje.
Jeśli chodzi o tą osobę, o której piszesz, myślę, że najlepsze co można zrobić to po prostu się zdystansować. Droga każdego z nas jest inna, inna historia życia i inne oczekiwania Pana Boga wobec nas. Wszyscy jesteśmy wezwani do świętości, ale każdego z nas Pan Bóg prowadzi do niej w inny sposób. Nie dobrze jest się porównywać, lub wymagać od innych tego samego, nie dokońca rozumiejąc sytuację drugiej strony. Dlatego myślę, że nie ma się co przejmować, ale śmiało iść ku Panu Bogu, tak jak On prowadzi. Można także pomyśleć o kierowniku duchowym, to dużo pomaga gdy droga staje się bardziej kręta :)
Zim, to prawda, jest wielka różnica między jednym i drugim. Cierpienie i trwanie w dobrym jest trudne, ale jeśli na to pozwolimy, Pan Bóg może przez dokonać w nas wiele pięknych zmian. Może nas oczyścić. Najlepiej wyraża to chyba Mdr 3,5-6 :)
Agnieszka, nie znam sytuacji, ale jeśli grozi ona zagrożeniem albo jakimś niebezpieczeństwem to na pewno jest to dobry pomysł. Jeśli nie jest jeszcze tak źle, dobrze próbować rozmawiać, choć domyślam się że próbowałaś. Pamiętam w modlitwie.
Kochani, dzięki serdeczne za wszystkie komentarze! Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem! :)