Początki Kościoła nie były proste dla tych, którzy pragnęli przyznawać się do Jezusa. Ten, kto w Niego wierzył, musiał liczyć się z tym, że w każdej chwili może zginąć. Prześladowania były okrutne, a mimo to wspólnota chrześcijan rozrastała się w niezwykłym tempie.
Ta odwaga pierwszych chrześcijan pozwalała Panu Bogu dokonywać wielkich rzeczy w Kościele, wbrew wszelkim trudnościom.
Dziś Pan Bóg potrzebuje odważnych chrześcijan tak samo jak wtedy, może nawet bardziej. I jest to ogromne wyzwanie, na które możesz odpowiedzieć. Co to znaczy przyznawać się do Jezusa dzisiaj? To znaczy umieć rozmawiać o Bogu z dziećmi, żoną, mężem, tak zwyczajnie, w trakcie codziennych rozmów. Umieć modlić się wspólnie całą rodziną. Pójść na Mszę, może nie tylko w niedzielę. Raczej dzielić się swoim doświadczeniem wiary z innymi, niż starać się ich ustawić. Być gotowym na niezrozumienie, ataki.
Św. Szczepan oddał życie za wiarę, nie bał się nawet śmierci, głosząc Pana Jezusa. Czy masz w sobie odwagę aby pójść w jego ślady? Pan Bóg potrzebuje twojego świadectwa wśród ludzi.
Tak, dzisiaj też są na świecie prześladowania chrześcijan. Tam, gdzie religią dominującą jest islam, wielu naszych braci i wiele naszych sióstr w Panu nieraz mogą usłyszeć: "Przyjmij islam albo zginiesz!". W Korei Północnej wiele tysięcy chrześcijan głoduje albo jest poddawanych zbrodniczym eksperymentom medycznym w obozach koncentracyjnych. Nawet tuż "za miedzą", na Białorusi, inne kościoły niż prawosławny nie mogą liczyć nawet na zwyczajną tolerancję i ich członkowie mają wiele problemów, choćby w sferze administracyjnej. W Polsce nie ma aż tak wielkiej ceny za bycie chrześcijaninem. Owszem, cena jest, np. wyśmianie, gdy powiemy, że wierzymy Biblii, albo uznanie za sekciarza - nieraz spotkałam się z tym, że ludzi wierzących zgodnie z Biblią uważa się za świadków Jehowy. Jednak my mamy tutaj naprawdę dużo Bożej łaski, szkoda tylko, że z tego mało kto korzysta. Pozdrawiam :)
dziś nie umiem przyznawać się do Chrystusa..., gdybym była zmuszona wybierać tak jak Szczepan, nie wybrałabym Jego.
To wzystko, o czym piszesz bardzo łączy się z Twoim poprzenim postem.
Wszystko - odwaga, umiejętność rozmowy w rodzinie o Bogu, wspólne modlitwy... Nie można się tego nauczyć ani wypracować. Dlatego nie mogę mówić o jakiejkolwiek "umiejętności".
Mogę natomiast mówić o Jezusie, którego Duch Święty mieszka we mnie i On mnie uzdalnia do wszystkiego. O ile Mu się oddaję:)
My sami z siebie nic nie mamy:)
Zgadzam się z Tobą - Bóg, ale także inni ludzie, często słabi i wątpiący potrzebują naszego świadectwa w świecie współczesnym.
Uczyć się dokonywać wielkich rzeczy w Kościele - świadczyć o Bogu - do końca...
Pozdrawiam
Odwagi sw. Szymona mi brak...tego typu rzeczy sie boje...chociaz z drugiej strony czuje sie czasami kamieniowana za wiare, za sposob w jaki wierze.
Chodzenie do kosciola nawet w tygodniu z mezem to dla mnie/nas nie problem...ale gorzej , ze moja Mala tego nie podchwytuje...nie chce, bo tam nudno,I ja jej nie ciagne bo kiedy jej nudno to zakloca nam Msze.
Być z Chrystusem to chyba największe pragnienie człowieka wierzącego.
Nie ma pragnienia, nie ma nic ....
Albo inaczej
Jest coś, co na pewno nie sprzyja.
A.
Aniu jesteśmy w podobnej sytuacji- jeśli chodzi o eucharystię. Mszy dla dzieci jako takiej nie ma. A i ja sama na mszy czuję się jak na " stypie" A gdy w modlitwie Ojcze Nasz wyciągam ręce ku górze to budzę ciekawość ,ale potrzebuję tego.
Pozdrawiam
Łażę jak pająk po net-sieci
łapię marzenia usiłując utkać z nich nadzieję
http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl/
ufam że Maryja tak sprawi
i dzieło pobłogosławi
bo wiem do jakiej szkoły chodziły anioły
i onych nam niedługo przybędzie z Jasnogórski Orędziem
mi jak kiedyś w błyskiem w oku,
nie muszę się jąkać
wystarcza w sieci rola pająka :)
ps.drukujcie deklaracje Krucjaty Różańcowej i wykładajcie w parafach
Każda droga zaczyna się od pierwszego kroku. Zanim zaczniemy robić wielkie rzeczy i dokonywać wielkich poświęceń, spróbujmy po prostu wyjść z domu... albo jeszcze lepiej, zanim wyjdziemy, być z najbliższymi. To może mało spektakularne ale czasami najtrudniejsze.
To znów ja, tym razem chcę życzyć Nowego Roku 2012 pełnego radości, Bożych błogosławieństw i aby to był lepszy rok niż mijający :)
Znowu trafiony temat :).
Wróciłam wczoraj z rekolekcji u sióstr Niepokalanek. Toczyły się tam trudne rozmowy o wierze i powołaniu.
Najtrudniejsza była moja zdecydowana deklaracja i rozmowa z Matką generalną.
Ale przeżyłam choć bałam się okropnie.
Odważnie mówić o Bogu może tylko ten kto doświadczył jego żywej obecności.
Ja właśnie jej doświadczyłam więc czas na konkretną rozmowę z rodzicami.
Proszę o modlitwę.
Pozdrawiam w Panu.
Ataki nie są tak straszne, gdy wspólnota trzyma się razem. Kiedy żyjemy w jedności, otaczając miłością jedni drugich - wszystko można znieść, wszystko przetrzymać...
Mam odwagę być, jeśli nie jestem osamotniona, jeśli podtrzymuje mnie miłość. Wielu świętych stawia się za wzór wytrwałości w opuszczeniu, ale to raczej nieprawda. Życie i poświęcenie dla jakiejś "idei" Kościoła, czegoś niekonkretnego, ogólnego - jest bzdurą. Bez osobistej relacji braterskiej/siostrzanej nie ma co mówić o Kościele, ani o odwadze mężnych mistyków - tylko oni i Bóg.
Czegoś takiego po prostu nie ma. Zawsze stoi za tym doświadczenie miłości, bycia kochanym.
I zaryzykuję stwierdzenie, że Szczepana trzymała nie odwaga a miłość. Mistyczna wizja, owszem, niespodziewanie się (w końcu mowy Piotra nawracały wielu), również.
Ale to miłość pozwala na poświęcenie się, na przyjęcie.
I gdy na święta padały u nas życzenia jak najszybszego spotkania z Panem i ścieżki męczeństwa (byle szybkiego w wykonaniu...), stała za tym ta jedna rzecz. Miłość.
Na razie wystarcza mi, że w Kościele są ludzie, za których oddałabym życie w taki sposób. Tak, jeden zakonnik czy jeden mały konwent wystarcza mi zamiast szczytnych idei.
A odwagi - oczywiście nie mam...
Zim, rzeczywiście, w Polsce bycie przyznawanie się do Jezusa nie grozi może aż tyloma niebezpieczeństwami. Tymbardziej przykre jest, że wiele osób, mimo wszystko Go omija, albo traktuje wiarę wybiórczo, zachowując tylko to, co wydaje im się wygodne. Wiara to także gotowość na poświęcenia, a te, które stoją przed nami w Polsce, wydaje mi się, są naprawdę do osiągnięcia.
Dzięki serdeczne za życzenia, Tobie także szczęśliwego błogosławionego Nowego Roku! :)
Dusiak, myślę, że z Panem Bogiem jest dość podobnie jak z naszymi innymi relacjami. O kogoś, na kim bardzo nam zależy będziemy walczyć, starać się, bronić, wstawiać się za nim, i przychodzi to zupełnie naturalnie, bo ta osoba jest dla nas ważna. Podobnie, jeśli zbudujemy głęboką relację z Panem Bogiem, staje się On dla nas Kimś takim ważnym.
DOROTA, masz rację. Dlatego ta postawa całkowitego oddania się Jemu i pozwolenia Mu na wszystko jest taka ważna. Bez Pana Boga nic nie możemy :)
piotrmaciejak-petrus, nasze świadectwo jest potrzebne i Panu Bogu i drugiemu człowiekowi właśnie ze względu na Pana Boga. Każdy dzień niesie mnóstwo różnych sposobności, czasem są to rzeczy tak oczywiste, że je omijamy, i szukamy większych wyzwań. A tymczasem, właśnie tego dobrego przeżywania codzienności oczekuje od nas Pan Bóg przede wszystkim :)
Ania, jeśli czujesz się czasami prześladowana za wiarę to już naśladujesz w pewien sposób św. Szczepana. Dziś prześladowania wyglądają inaczej niż kiedyś. Nie są krwawe. Ale dalej za praktykowanie wiary możemy spotykać się z niezrozumieniem, traktowaniem jako naiwnych, łatwowiernych itp. Umieć iść pod prąd mimo wszystko, to są nasze dzisiejsze wyzwania.
Myślę, że Marie jeszcze ma czas aby po mału się wdrażać. Warto natomiast na pewno z mężem korzystać z sakramentu :)
A., to prawda, choć to pragnienie jak może, zakłuca w nas zły duch, próbując przywiązać naszą uwagę do rzeczy mniej istotnych. Wszystko ma swój porządek i dobrze jest prosić Pana Boga, aby pomagał nam spoglądać na świat tak jak On na niego patrzy.
Rybiooka, przykre to, wiem że jest taki problem w wielu kościołach. Ale nawet jeśli Msza Św. w taki sposób jest odprawiana, jest tam wciąż realna obecność Jezusa, wciąż dokonuje się cud przemiany. Dlatego warto starać się skupiać na tym co dzieje się z perspektywy ducha, a Panu Bogu ofiarować nasz trud skupienia. To także modlitwa.
Liam, piękne słowa, całkowicie się z Tobą zgadzam. Jeśli oczekujemy zmian od otoczenia, warto zacząć od zmiany siebie. I warto zacząć od tego zwyczajnego bycia dla tych, których Pan Bóg powierza nam w pierwszej kolejnośći.
Dorcia, gratulacje podjętej decyzji i pierwszych kroków :) Pan Jezus potrzebuje ludzi, gotowych o Nim świadczyć, mimo że nie jest to proste. Błogosławieństwa Bożego na tą rozmowę, pamiętam w modlitwie :)
Paulina, masz rację, dużo łatwiej przetrwać różnego rodzaju ataki, gdy mamy przy sobie wsparcie innych. Choć doświadczenie osamotnienia jest także wpisane w nasze życie, począwszy od Pana Jezusa, którego w kluczowym momencie zostawili uczniowie, i który wołał na krzyżu "Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił". Choć oczywiście takie doświadczenie nie oznacza, że Pan Bóg o nas zapomina. On jest cały czas obecny, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy, albo nie odczuwamy tego w żaden szczególny sposób. Potrzebna jest nam jednak ta Miłość, o której piszesz. Dzięki niej możemy trwać i w tych jasnych i trudniejszych okresach naszego życia.
Kochani, dzięki serdeczne za wszystkie komentarze! Niech Pan Bóg obficie Wam błogosławi w Nowym 2012 Roku! Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem! :)