Czasem może nam się wydawać, że to co robimy, duchowo, wpływa tylko na nas samych. To znaczy: jeśli zrobię coś dobrego albo złego, to jest to sprawa tylko między mną a Panem Bogiem.
Tymczasem to co robimy ma daleko szersze konsekwencje. Nasze czyny, dobre i złe, wpływają na ludzi z którymi przebywamy.
To oznacza dodatkową odpowiedzialność. Często na przykład, zwalniamy się, widząc że ktoś robi coś złego. O ile to nas nie dotyczy, udajemy że nie widzimy. Wolimy nie reagować, bo może nie chcemy psuć sobie stosunków z tą drugą osobą, albo boimy się jej reakcji. Pan Jezus uczy natomiast czegoś innego. Jeśli brat twój zawini, upomnij go. Musimy się tego nauczyć, ale robić to tak, a by kierowała nami zawsze miłość.
Czy potrafisz brać odpowiedzialność także za ludzi, których Pan Bóg postawił na twojej drodze? Czy stać cię na to, by im pomóc?
"Czasem może nam się wydawać, że to co robimy, duchowo, wpływa tylko na nas samych."
To nawet wynika z aktu pokutnego w trakcie Eucharystii. "Spowiadam się Bogu Wszechmogącemu i WAM, BRACIA I SIOSTRY". Mój prywatny grzech (i przyzwolenie na grzech innych) rani cały Kościół, którego jestem częścią. Rana jednego z członków sprawia ból całemu Ciału.
to bardzo trudne... ale możliwe.
To teraz mi dowaliłeś! Kolejny raz od miesiąca! choć ta myśl krąży koło mnie od jakiegoś czasu w związku z moimi dzieciakami..., trochę kłopotów z nimi wyszło.
Kiedyś Bóg mi uświadomił, że jeśli boję się zerwania stosunków z kimś bliskim z powodu upomnienia go, czy ostrzeżenia - to tak naprawdę martwię sie jedynie o siebie. I nie jest to miłość, ale egoizm.
Nie jest łatwo reagować - to zawsze coś kosztuje. Jednak pokój serca i czyste sumienie warte są każdej ceny.
szczera prawda.
odpowiedzialność - tak, to jedno z moich codziennych zajęć związanych z trybem życia.
ale później zawsze jest spojrzenie w siebie, rewizja swojego zachowania - czy nie za ostro, czy z miłością czy złości i najważniejsze - czy sama nie grzeszę w tej materii.
pomóc? pozostawiać wolność. ale w tej wolności dać tyle, by sami wybierali dobro i rewidowali siebie. jeśli we wspólnocie jest jedność i miłość, ludzie próbują (powinni próbować) nie ranić siebie i innych dla dobra wspólnoty. my sami tez jesteśmy darami dla innych, dlatego powinniśmy o swoją duchowa kondycję dbać, pozostawać w dyspozycji Pana, by zawsze mógł się nami posłużyć dla okazania miłości i dla przyjęcia jej, nawet w upomnieniu.
bo świat jest taki, że jak kogoś upomnimy dostaniemy w twarz... byle tylko słowem to jeszcze można znieść, ale jak ręką albo nogą, to już gorzej...przykre...
Tego się właśnie ostatnio uczę... brać odpowiedzialność. Także za kogoś.
Dzięki za wpis. :)
Ja nie mam złudzeń, że moje poczynania nie pozostają bez wpływu na innych. Niestety często nasze grzechy odbijają się na naszym zachowaniu, które rani innych, dlatego cierpią też na tym nasze relacje, nawet jeśli główny grzech bezpośrednio ich nie dotyczy. Zresztą nawet zaniedbywanie dobrych uczynków ma konsekwencje w życiu innych, np. zmarłych, którzy szczególnie w listopadzie liczą na naszą modlitwę i odpusty, a tymczasem często spotykają się z ludzką obojętnością w tych kwestiach i marnowaniem łask danych od Boga...
Jeśli o mnie chodzi, potrafię brać odpowiedzialność za innych ludzi. Chyba mam dość mocno rozwinięte poczucie odpowiedzialności, przy czym niestety często nie widzę tego u innych, którzy nie tylko nie chcą brać odpowiedzialność za drugiego człowieka, ale często i za swoje słowa i czyny. Cóż...
A tak poza tym (a raczej przede wszystkim) byłam wczoraj u spowiedzi! :D
Baruch, prawda. Właśnie ta świadomość, że jesteśmy jednym ciałem, którego głową jest Chrystus, jest nam potrzebna. Zbyt często myślimy dzisiaj w kategoriach: ja odpowiadam tylko za siebie, a inni mnie nie interesują. Pan Bóg powierzył nam także siebie nawzajem (...a bliźniego swegoo...)
M@C, tak to bardzo trudne, i myślę, że potrzeba przy tym wiele wyczucia. Ale tego także potrzebujemy się uczyć.
Dusiak, mam nadzieję, że wszystko ułoży się dobrze. Zobacz ile Pan Bóg powierza Tobie jako wychowawcy. :)
DOROTA, myślę również, że jeśli będziemy umieli robić to z wyczuciem i naszą szczerą motywacją będzie dobro drugiej osoby, to ona to wyczuje. Dlatego wcale nie musi się to kończyć pogorszeniem relacji.
Paulina, rzeczywiście. W pewnych sytuacjach, może być trudno nam samym rozeznać, co nami kieruje. Warto na pewno odczekać do momentu, kiedy będziemy w stanie rozmawiać ze spokojem. Tak jak piszesz motywować mogą nas różne rzeczy. Jeśli naszą motywacją nie jest miłość wobec drugiej osoby, czasem lepiej może być zamilknąć, albo odczekać. Baruch napisał na ten temat ostatnio bardzo ciekawego posta.
Amelia, niestety upomnienia źle nam się kojarzą. Bo nie lubimy być upominani i nie lubimy upominać. I chyba ciężko jest robić to umiejętnie. Ale w niektórych sytuacjach jest to potrzebne. Dla dobra innych.
QbS, cieszę się że postępujesz tak dojrzale :)
Nobody, to prawda, także zanidbywanie dobrych uczynków ma swoje konsekwencje. Jest to też czasem taka pokusa, bo mówimy sobie - 'generalnie nie grzeszę' - i stoimy w miejscu. Tymczasem nasze nastawienie powinno być takie, żeby zacząć praktykować różne dobre uczynki, i w ten sposób dążyć coraz bliżej do Pana. Tak jak np. z tą modlitwą za zmarłych, o której wspominasz. Bardzo się cieszę, że przeżyłaś spowiedź :) Nie ma nic piękniejszego niż trwanie z Panem Bogiem w łasce uświęcającej :)
Kochani, dzięki serdeczne za wszystkie komentarze! Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem! :)
Trudny temat. Trudne pytania, niełatwe odpowiedzi. Czy możemy brać odpowiedzialność za innych ludzi? Za ich czyny? Zależy to od wielu czynników i okoliczności. Jeżeli moje postępowanie przyczyniło się do tego, że ktoś zgrzeszył, to oczywiście jest to także mój grzech. Jest to grzech cudzy. Takich grzechów jest dziewięć:
1. Namawiać kogoś do grzechu.
2. Nakazywać grzech.
3. Zezwalać na grzech.
4. Pobudzać do grzechu.
5. Pochwalać grzech drugiego.
6. Milczeć, gdy ktoś grzeszy.
7. Nie karać za grzech.
8. Pomagać do grzechu.
9. Usprawiedliwiać czyjś grzech.
Należy tu jeszcze wyjaśnić, co to jest grzech. Jest to świadome i dobrowolne przekroczenie prawa Boskiego. Prawdziwy katolik ciągle pogłębia swoją wiedzę o wierze. Sięga do źródeł, Tradycji i Pisma Świętego. Jest to głębia napełniona Duchem Świętym. Tam znajdzie pełnię prawdy. Tak wyposażony prędzej odnajdzie tę właściwą drogę. Także tą ziemską, na której spotyka nie tylko przyjaciół. I chociaż czasami zdarzy się potknąć i upaść, to łatwiej jest się wtedy podnieść i iść dalej. I łatwiej jest wtedy pomagać innym nosić ich brzemiona (jeżeli robimy to z miłości do Ukrzyżowanego). Tka to rozumiem.
Szczęść Boże.