Jak łatwo przychodzi ci kogoś osądzić? Często jest tak, że o ile ktoś nie wyprowadzi nas z równowagi, wiele rzeczy zachowujemy dla siebie. Ale w myślach potrafimy być bezwzględni. Podobnie, gdy natrafia się okazja do plotki.
Ludzie mogą irytować nas na wiele różnych sposobów. Przez swoją niesumienność, nieuczciwość, niepoukładanie; jakąś cechę charakteru, albo jej brak.
Takie czy inne okoliczności mogą sprawić, że zaczynamy kogoś osądzać i myśleć o nim źle.
Gdybyśmy znali tą drugą osobę dość dobrze, pewnie zmienilibyśmy zdanie. Błędy i niedoskonałości innych ludzi często mają dużo szerszy kontekst. Mogą być związane z czymś czego nie widzimy, albo o czym nie mamy pojęcia. Widzimy tylko to, co na wierzchu. I oceniamy.
W jakich sytuacjach zdarza ci się osądzać ludzi? Pomyśl, że za ich postawą może kryć się jakiś lęk, albo słabość, wobec których czują się bezbronni. Twoje podejście może wiele zmienić.
"Błędy i niedoskonałości innych ludzi często mają dużo szerszy kontekst." - tak dobrze to ująłeś. Tak właśnie jest. Oceniamy i denerwujemy się, a przecież widzimy tylko powierzchnię... Jesteśmy bardziej skomplikowani, niż nam się zdaje. Sama często doznaję takich powierzchownych ocen, komentarzy, dla których innym wystarczą tylko wybiórcze i fragmentaryczne informacje o mnie. Sama staram się być bardziej wyrozumiała, ale moje emocje czasem działają szybciej, niż wnikliwy, analizujący, dążący do wyrozumiałości rozum.
Zrozumienie to najtrudniejsza rzecz na świecie. Uczmy się jej. Starajmy się łapać dystans do tego, co nas przerasta, co trudno nam sobie wyobrazić. Drugi człowiek jest niepojętym światem - nawet dla siebie samego. A nasze słowa - brzmią tak samo, a często znaczą coś tak zupełnie innego...
Pozdrawiam serdecznie!
Dotknęłabym ten temat z "drugiej" strony - czyli jak ja sam/sama reaguję na osąd wobec siebie ze strony innych? Jak sobie z tym radzę?
Nigdy nie byłam prędka do osądzania i z tego powodu niektórzy brali to za naiwność lub "ciepłe kluchy widzące w każdym dobro".
Pozdrawiam ciepło:)
P.S. podpisuje się dużymi literkami od wczoraj:)
Tylko jak zmienić podejście człowieka osądzającego? Nie jestem osobą, która osądza. Zawsze staram się spojrzeć z dwóch stron, mam tę empatię w sobie. Niestety, brakuje jej mojej mamie. Ona łamie wszelakie zasady. Jest bezwzględna w tym, co robi. Potrafi wydać wyrok, chociaż nie ma żadnej pewności... Jej dwulicowość mnie zabija. Nie pozwalam, aby np. zwalać winę na kogoś bez złapania za rękę. Moja mama jednak wie lepiej i mówi o rzekomym winowajcy źle. Mnie to boli i nie mogę milczeć. Często po takich sytuacjach nie rozmawiam z mamą... Ona się na mnie obraża, bo śmiem zwrócić jej uwagę, że nie wolno kogoś osądzać, nie mając pojęcia, czy rzeczywiście tam jest wina... Jestem wtedy bez ambicji, jestem wredna, bezczelna... To boli.
Oj czasami jest zupelnie odwrotnie; najpierw poznajemy osobe, wydaje nam sie ciekawa, mila, fajna a im blizej ze soba jestesmy, bardziej sie poznajemy to okazuje sie, ze jednak wiele nas rozni,jest inna, ma inne poglady itp. Wtedy zaczynamy osadzac... Osadzac? A moze analizowac?
Staram sie nie osadzac ludzi tak zwyczajnie i powierzchownie. Nie powinno sie -to prawda. Jest to dosc trudne -zachowac zimna krew. Dzis ludzie osadzaja innych nie tylko po zachowaniu (co moze mnie by nawet mnie nie dziwilo), ale po ubraniu, butach, pznokciach, torebkach, wreszcie samochodach, krawatach czy wyksztalceniu i miejscu pracy. Nie wspomne o pieniadzach. Jesli o mnie chodzi to jestem juz w takim wieku (no bez przesady -stara jeszcze nie jestem), ze jest mi zupelnie obojetne, kto mnie i dlaczego osadza. Jesli ktos mnie krytycznie osadza, bo mam inne poglady, bo nie toleruje tego czy tamtego to juz jego problem. Najwazniejsze to przede wszystkim osadzac samego siebie we wlasnym sumieniu. Bo osadzac samego siebie to jakby robic rachunek sumienia. Co do osadzania innych...ludzka slabosc?
I jeszcze jest jedna sprawa, wydaje mi sie, ze nie da sie tak zupelnie uciec przed osadem innych, bo zawsze cos myslimy o ludziach a nie zawsze jest to pozytywne. Wazne jest, by wlasne osady, watpliwosci... moze nawet nieuzasadnione urazy pozostaly w nas i nie wydostaly sie na zenatrz. Wtedy powstaje plotka, ktora niszczy. A przeciez nie mamy pewnosci czy nasze osady sa sluszne, prawda? Pozdrawiam serdecznie i dziekuje za czeste odwiedziny.
P.S. rzeczywiscie ten ostatni aniol pochlonal troche czasu -i co tu duzo pisac- wystawil moja cierpliowsc na probe:cha, cha,cha!
A ja mam podobny klimat ostatnio - osoba, którą uważałem za przewodnika w nowej pracy okazała się być przewrażliwioną kobietą i wszystkie swoje lęki przerzucała na mnie.
Wkurzyło mnie to.
Osadziłem ją źle... nie znam się na ludziach.
"Dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu". A niestety często najpierw oceniają oczy :) Czasem też tak robię, trzymam dystans do osób, które wydają mi się sztywne, wyniosłe, zbyt wypacykowane i odstawione... Ale staram się nikogo na początku nie osądzać, zawsze można mieć gorszy dzień, czy czuć się niepewnie w nowym środowisku.
Prędzej osądzam, albo raczej wyrabiam sobie swoje zdanie, gdy już znam kogoś dłużej i mniej więcej wiem, czego się po kimś mogę spodziewać. I to wcale nie czyjeś błędy mnie zrażają (chociaż to też zależy czy to faktycznie tylko błędy, czy zwykła nieuczciwość), bo każdy je popełnia, a raczej jak ja to nazywam "chodząca doskonałość". Ktoś kto w każdej sytuacji wszystko wie najlepiej, wszystko widział, wszystko ma... Mam taką sytuację i znając tą osobę już ok 16 lat czuję co raz większą niechęć. Trudno mi sobie wyobrazić, że tak pewna siebie doskonałość ma w sobie jakieś lęki czy niepewność. Najwyżej takie, że jest za mało doskonała... No cóż nie potrafię sobie z tym poradzić i nawet nie chcę. He, ona z pewnością żywi do mnie podobne uczucia, z tym, że nie uważa mnie za doskonałość, a raczej wręcz przeciwnie. Ech... Nawet ostatnio przy spowiedzi otrzymałam pokutę odmówienia różańca w jej intencji. I nie potrafię tego zrobić...
[Pomyśl, że za ich postawą może kryć się jakiś lęk, albo słabość, wobec których czują się bezbronni.]
nie pomyślałam dotąd od tej strony!
chciałabym napisać, że nie osądzam, nie oceniam, że mam ogrom empatii w sobie, a cały czas mam wrażenie że za dużo myślę o innych źle, że za dużo korzystam ze swego języka by rujnować a nie budować... za mało kocham i widzę drzazgę a nie belkę w swoim oku...
za mało kocham, za mało się modlę, a za dużo oceniam i osądzam.. smutne to we mnie...
Właściwie to o tej belce to powinno być w liczbie mnogiej. Bo tyle ich mamy. A widzimy - wszystkie u wszystkich naokoło, nawet urojone, z wyjątkiem tych swoich
Oj przyznam się, że podczytuje od jakiegoś czasu.
Osądzanie kogoś bez wiedzy co w danej sytuacji ta osoba przeżywała i czym się kierowała jest najprostsze i wielu z nas tak robi niestety .
"W jakich sytuacjach zdarza ci się osądzać ludzi?" - No to powiem na podstawie własnych odczuc. Przewaznie kiedy ktoś zachowuje się, odczuwa coś inaczej niż ja lub ogólnie przyjęte zasady. Ale "JA" stoi na pierwszym miejscu. W pierwszym momencie budzi moje zdziwienie, często oburzenie, rozbawienie. No jak to? Ty to robisz tak? To dziwne, śmieszne, straszne itd. Dopiero potem zaczynam sie zastanawiać: dlaczego tak robisz, czujesz, myślisz? I nagle sie okazuje że są ku temu różne powody, których nie tyle nie znałam co nie rozumiałam, nie znałam. Próbuję zatem przejść na drugą stronę ulicy.
Z tą ulicą to było tak. Było sobie dwóch przyjaciól. Świtnie się rozumieli, sznowali. Nie spodobało sie diabłowi i postanowił ich poróżnić. Kiedyś dwaj przyjaciele szli ulica. Jeden po lewej stronie drugi po prawej. Diabeł ubrał na siebie taki zakiecik ze z jednej strony był w białym kolorze a z drugiej w czarnym. Maszerował środkiem ulicy zwracając na siebie uwagę. Jeden z przyjaciół krzyknął"Zobacz jaki człowiek maszeruje w białym zakieciku!" A drugi odpowiada "No coś ty, przecież on jest ubrany na czarno". I tak zaczęli się kłócić a najśmieszniejsze że kazdy mówił co widzi. I okrótnie się na siebie obrazili. A przecież wystarczyło żeby któryś z nich przeszedł na drugą stronę ulicy.
Kiedy więc zaczynam kogoś krytykować osądzać, przypomina mi się ta historia i próbuję zobaczyć jak sprawa wyglada od jego strony. Pozdrawiam
to tak trudno,podchodzic do ludzi z wyrozumieniem,najczesciej i najlatwiej wszystko ocenic z wlasnego punktu widzenia,wyrozumialosc dla innych nie jest sprawa prosta, wymaga wew.spokoju i chyba troche dystansu do innych,taki stan charakteru wymaga duzo pracy nad soba,na ogol kazy chce by wlasnie jego zrozumiec,ale tym samym nie potrafi sie odwzajemnic, to nie tylko wiara to przedewszystkim inteligencja wrodzona,jest tyle spraw blachych prostych, ktore tak naprawde nimi nie sa choc wydawaloby sie inaczej
Jestem cierpliwa, ale do czasu. Jak ktoś przesadzi to ja wybucham. A jak ja wybucham, to lepiej uciekać. Na nikim nie pozostaje sucha nitka!
Oleńka, rzeczywiście, uczymy się zrozumienia przez całe życie. I może nieraz nam nie wychodzić, albo sytuacja może być tak trudna, że naprawdę trudno zrozumieć tą drugą stronę. Wtedy często potrzeba wyrozumiałości, albo zwyczajnej pokory. Umieć wybaczyć komuś, że popełnia błąd. Sami też często je popełniamy.
DOROTA, to też faktycznie ważna sfera - jak sobie radzimy z krytyką wobec nas samych. Wcale nie jest to takie proste. Bo aby zrozumieć krytykę wobec nas kierowaną, czasem trzeba zrozumieć także intencje drugiej osoby. Czy tak krytyka jest kierowana w dobrej wierze, czy z przekory, czy jako pomoc, czy może jako wyraz irytacji.
Salanee, wydaje mi się, że punktem wyjścia jesteśmy my sami. Nie zawsze będziemy w stanie zmienić podejście drugiej osoby (wybrażam sobie, że może być to naprawdę trudne, kiedy jest to ktoś bliski). Ale to co możemy zrobić to sami zachować taką postawę jakiej oczekiwalibyśmy od innych (Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie), a dalej pozostaje modlitwa. Własne świadectwo działa często dużo mocniej niż słowa.
Katarzyna / Kathryn, racja, jest tyle różnych elementów, na podstawie których czasem osądzamy innych. Myślę, że czasem możemy kogoś osądzić, zanim go poznamy, i nigdy nie dać sobie szansy poznać tej drugiej osoby. Z drugiej strony, może być tak jak piszesz, że w miarę jak poznajemy kogoś bliżej, dostrzegamy wady drugiej osoby i zaczynamy więcej osądzać. Rzeczywiście, myślę, że to już bardzo dużo, jeśli potrafimy powstrzymać się przed 'plotką'. A o ile to możliwe, warto dawać zawsze tej drugiej osobie szansę.
Bosy Antek, wiele rzeczy zaczyna się rozumieć lepiej także dzięki takim doświadczeniom. Nie martw się, bo z pewnością to doświadczenie będzie dla Ciebie pomocne. I, o ile to możliwe, spróbuj też popatrzeć na nią mimo wszystko z wyrozumiałością - jak sam piszesz, możliwe że jest to jej reakcja na lęki różnego rodzaju. Choć emocje mogą podpowiadać coś innego, czasem warto spróbować zdecydować się na szczerą rozmowę. To mogłoby wam pomóc ułożyć relacje w zdrowy sposób, zwłaszcza, że pracujecie razem.
Canada, znam też parę takich osób. Wierz mi lub nie, za taką postawą 'chodzącej doskonałości' kryją się właśnie lęki, które taka osoba nosi. Boi się, że jeśli w czymkolwiek zawiedzie, czy czegoś nie będzie wiedzieć - będzie to oznaka jej słabości i w ten sposób straci w oczach ludzi. Tak bardzo boi się być słabą, że wkłada maskę doskonałości. Ale jest to tylko maska, za którą ukrywa się prawdziwe, podatne na zranienia 'ja'. Myślę, że tacy ludzie dużo cierpią, bo nie potrafią być do końca sobą. Każdy człowiek ma swoje słabości, ale potrzeba pokory, aby umieć się do nich przyznać. Myślę, że Twoja modlitwa mogłaby dużo pomóc.
basja, myślę, że każdy z nas popełnia te błędy. Ale pięknym darem, który masz, jest to, że potrafisz to w sobie zobaczyć. Potrafisz stanąć w szczerości wobec Pana. Dopiero kiedy staniemy przed Panem, i przyznamy się - tak Panie Boże, tu i tu potrzebuję Twojej pomocy - Pan Bóg może pomóc nam się zmieniać. Myślę, że ludzie często nie zatrzymują się, aby zobaczyć czy nie potrzebują takiej przemiany, chociaż widzą taką potrzebę w ich otoczeniu.
Palabra, prawda. Potrzeba wiele pokory, że potrafić najpierw szczerze spojrzeć na siebie.
Promyczek, witam serdecznie :) Faktycznie, ten brak kontekstu często sprawia, że źle osądzamy ludzi.
Joanna, bardzo trafne porównanie. Rzeczywiście, często tak jest, że to co widzimy jest tylko urywkiem całości. Wierzchołkiem góry lodowej. Czasem poznanie całej historii zmieniłoby naszą irytację w żal i współczucie wobec drugiej osoby. Ale ponieważ widzimy tylko ten wierzchołek - irytujemy się. To co utrudnia sprawę, to to, że jeśli góra lodowa stanowi trudne doświadczenie dla tej osoby - może ona wcale nie chcieć się nim podzielić albo je ukrywać. I tak możemy wpaść w pułapkę, że będziemy źle oceniać widząc tylko wierzchołek.
blogniedzielny, myślę, że to jest duża sztuka, umieć spojrzeć na sprawę oczami tej drugiej osoby. To może być bardzo trudne, zwłaszcza gdy w grę wchodzą emocje. Ale czasem takie spojrzenie pod innym kątem, o którym pisze także Joanna, pomaga nam zupełnie inaczej spojrzeć na to, co się dzieje.
Dusiak, chyba każdy z nas ma swoje granice. Jeśli wiemy, że ktoś zbliża się do ich przekroczenia, czasem może warto szukać innego wyjścia.
Kochani, dzięki serdeczne za wszystkie komentarze! Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem! :)