Zastanawiasz się czasami, jak często Pan Bóg o tobie myśli? Albo czy w ogóle o tobie myśli? Często w trudnych chwilach stawiamy sobie pytanie, gdzie był wtedy Pan Bóg? Dlaczego tego, a tego nie powstrzymał? Czy On w ogóle tam był?
Był. I cierpiał razem z tobą. Dlaczego tego nie powstrzymał?
Czasem może wydawać ci się, że świat to taka gra wideo, którą steruje Pan Bóg. Wciska enter i ktoś umiera. Spacja i ktoś wygrywa w loterię.
Tak nie jest.
Jednym z największych darów jakie dostaliśmy od Pana Boga jest wolna wola.
To dzięki niej możemy podejmować decyzję. I dzięki niej ponosimy też konsekwencje naszych decyzji, albo decyzji podjętych przez innych ludzi.
A jak jest z tą obecnością Pana Boga? On jest przy tobie przez ten cały czas. Tylko od ciebie zależy, czy to zauważysz. Trudne chwile będą w naszym życiu a Pan Bóg cierpi razem z tobą, może nawet bardziej. Ale tylko od ciebie zależy, czy to odkryjesz. Czy Go odkryjesz.
Znów trudny temat do rozważenia... .
Obecność Boga przy nas. Jak już mówiłam nie trzeba jej czuć. Ona jest faktem, tak samo jak to, że oddycham. Kiedyś tłumaczyłam pewnej dziewczynie, jak to jest kiedy się nie modli. To jest tak jakby Pan Jezus siedział w Twoim pokoju na krześle, milcząc i tylko patrząc na Ciebie z miłością, lub zagajając rozmowę. Jak przyjaciel, który Cię odwiedził. Kiedy nie klękasz wieczorem do modlitwy, lub rano, po prostu mijasz Go w milczeniu, ignorując Go. Czy któryś z twoich przyjaciół byłby z takiego zachowania rad. On zawsze jest, przebywa przy mnie. Chociaż tak ciężko jest o tym cały czas pamiętać.
Chyba Ty kiedyś pisałeś u mnie w komentarzach, że Bóg jest najbardziej obecny przy mnie kiedy cierpię, bo wtedy jestem do Niego najbardziej podobna.
Chyba coś w tym jest. W każdym razie, gdy zaczęłam o tym myśleć, zmieniło się moje spojrzenie na cierpienie. I na Boga.
Wiesz, odpowiadając na pytanie z początku notki... czasami się zastanawiam, co Pan Bóg o mnie myśli, i ze wstydem stwierdzam, że nie ma za wiele dobrego, co mógłby o mnie myśleć... .
Czy patrzy na mnie jako na piękne Stworzenie, swoje Dzieło? Z dumą? Ciężko mi w to uwierzyć... .
Chociaż... chyba Pan Bóg wie o mnie więcej niż ja sama. i mam nadzieję, że wie o mnie coś dobrego, czego ja sama jeszcze o sobie nie wiem.. . Może mi kiedyś to powie..
A z drugiej strony, przecież chyba Pan Bóg, umie patrzeć na mnie ponad moimi grzechami. Na coś dobrego co się pod nimi kryje?
Nie wiem...
U mnie jest tak, że ostatnio nie potrafię tak patrzeć na sprawy: cierpienie moje i Bóg cierpi również ze mną , a ja tego nie wiem, nie widzę.....mam problem z odczuciem jego obecności i mam brać na wiarę to, że przy mnie jest, bo.... "inni" tak mówią, że tak jest. "Inni" są mądrzejsi i oni wiedzą, iż tak jest więc zaufaj, zawierz... A ja chcę znaku. A ja chcę to poczuć, a ja chcę....no ale w takim razie malutki człowiecze jak śmiesz Boga, twojego Stwórcę na próby wystawiać. Wierz, że tak jest i juz bo wiara.... W sumie wiara cuda czyni, więc jezeli będę w to wierzyć, ze On przy mnie w trudach to i tak będzie.
A ja nie chcę Boga, który cierpi. To takie poplątanie z pomieszaniem. Chcę lepszego swiata. Bez cierpienia. Chcę radości, poczucia bezpieczeństwa, uczciwości i prawdy i niech to cierpienie idzie sobie precz.... Ale przecież my mamy Boga cierpiącego. Niby przyszedł nas zbawić, ale wychodzi na to, że i tak aby być zbawionym trzeba nieźle się natachać i jeszcze nie wiadomo co z tego wyniknie....
A ja nie chcę Boga cierpiącego. Chcę tam, innego- lepszego świata.
W sumie masło maślane z tym, ze cierpi, ale nie cierpi. Mi się wydaje, że skoro mamy go w sobie to logiczne, że doswiadcza wszystkiego tego, czego i my doświadczamy.
a jeżeli Bóg tylko się przygląda temu co z nami się dzieje ?
czytam to i jakbym czytała jakąś bajkę, w którą teraz przestaje powoli wierzyć. mam już dość gadania, że Bóg jest ze mną. bo fajnie byłoby chociaż raz na jakiś czas przeżyć to w praktyce, poczuć to. wiem, że Boga nie trzeba czuć, ale człowiek naturalnie ma takie pragnienia. bo
sama wiedza, to trochę za mało, kiedy mi się wszystko wali.
pozdrawiam:))
Ech... Jak zawsze w samo sedno Ksiądz trafia :P
Ale dlaczego niewinne osoby muszą odpowiadać za złe wybory innych?
Albo jeśli ktoś zachoruje na białaczkę i umrze... To nie jest kwestia czyjegoś wyboru, no chyba, że Boga...
Kochani - potrzebujemy naprawdę badać Boże Słowo aby poznać Boże myśli i plany jakie ma wobec nas:)
Potrzebujemy prosić Ducha Św. o zrozumienie abyśmy nie błądzili w ocenach..
Rozumiem Anię - Potrzebujemy OSOBISTEGO przekonania, głęboko w sercu w to, że Bóg jest. Że jest Miłością itd.
Wiem z doświadczenia, że to jest możliwe!
Ale trzeba o to prosić i zaufać, że Pan przyjdzie.
Jezus pozwolił się dotknąc Tomaszowi - wiedział, że on tego potrzebuje.
Kuba!
Twój post jest przepiękny!!
nie wiem, czy jest w tym cierpieniu, czy je widzi.
rozum mówi, że tak,
serce nic takiego nie czuje.
ostatnio nawet modlitwa wydała mi się
bluźnierstwem.
A ja z doświadczenia wiem że On jest z nami... Nawet w okresie, kiedy Ja zapomniałam o Bogu, On o mnie nie zapomniał. Pozdrawiam serdecznie :)
A mi sie wydaje,ze wtedy gdy wszystko idzie dobrze w naszym zyciu,przezywamy szczesliwe momenty,to myslimy - tak ma byc,to normalne.Chyba nie zastanawiamy sie wtedy,ze to Bog nam pomogl,ze to Jego dzielo.Nie odbieramy tego,jako znak.A co jesli dzieje sie cos zlego? Wtedy pytamy Boga,gdzie jestes? Chcemy go 'poczuc',zauwazyc i co? i cudu(namacalnego) nie ma...i myslimy - gdzie jestes Boze?
"Jak trwoga,to do Boga"...niestety,tak bywa.A Pan Bog jest cierpliwy i pozwala nam na takie zawahania...wiem,ze On jest obok -zawsze,to ja czasami nie jestem...a przeciez takie wystawianie Go na probe,to przeciez grzech
A ja odpowiem tak:
http://rodriguez88.blogspot.com/2009/01/9.html
Kiedy się cieszę, bo np. zdążyłam na autobus, to dziękuję Bogu, kiedy mam mega doła, nie zawsze zaczynam z Nim rozmowę... Najpierw muszę pokrzyczeć, ale tak w sobie... Najgorzej jest w okresie takim zwykłym np. szkoła-dom-nauka-sen-szkoła-dom... Wtedy czuję się pusta, nie czuję obecności Bożej w swoim życiu, jednak usłyszałam kiedyś b.mądre słowa od kleryka,który był moim ojcem duchowym na rekolekcjach ignacjańskich.Podaję dalej: kiedy spotykasz Boga, czujesz się pełna miłością Bożą, tak wręcz namacalnie - trwaj w tym. Jeżeli wygasa... Nie musisz czuć tego cały czas! Postaw stellę, tak jak Abraham w miejscach spotkania z Panem, zapamiętaj ten dzień, to uczucie, nawet zapisz to. Bo On cały czas jest, ale odczuwać Go to łaska.
Bardzo często czuję Jego obecność. Szczególnie gdy idę sam, w nocy, chodnikiem. Wtedy czuję, że Stwórca jest ze mną. Pozdro
Ja też czuję Jego obecność, cały czas!
Bez względu na to, czy jest dobrze, czy źle.
Nie wiem, czym sobie zasłużyłam na tę łaskę...
Emocja napisała, że przypominamy sobie o Bożym działaniu (a raczej jego braku), gdy jest źle, mamy problem, coś się złego stało... A co, jeśli w takich przypadkach człowiek się od Boga właśnie oddala, a jest z Nim tylko wtedy, gdy w jego życiu wszystko się układa?
A ja po prostu wierzę.
Wierzę, że wiem, że Pan jest.
I jest przy mnie.
Nie oczekuję od Niego znaków, bo na tym polega moja wiara. Nie jestem godna prosić o znak. Znaki i dowody to domena rozumu. A ja wierzę - nie muszę doświadczać.
Istota wiary to właśnie ta TAJEMNICA... ;)
Ave, każdego z nas Pan Bóg stworzył kimś wyjątkowym. I w każdego wpatruje się jak w swoje dziecko. Dziecko, z którym wiąże nadzieję. Dziecko, z którym wiąże przyszłość. Dla którego chce jak najlepiej. Nad którym pochyla się w smutku, gdy widzi, że cierpi. Bóg jest Ojcem. I to takim, jakiego nie jesteśmy sobie w stanie nawet wyobrazić. Jestem pewien, że widzi w Tobie piękno i dobro, i z pewnością dużo więcej niż sama potrafisz zobaczyć.
Często ludzie napotykając różne życiowe trudności obarczają winą Boga. Obrażają się na Niego, za to co im się przytrafiło. Tak jakby to On im to zrobił. To przykre. Tymbardziej, że obrażając się, jeszcze bardziej sobie komplikują życie. Bo kto lepiej pomoże im przejść przez te trudności? No, ale Bóg nie wejdzie z butami w nasze życie jeśli Mu na to nie pozwolimy.
Ania, jest nadzieja, bo ten lepszy świat, o którym piszesz jest przed nami. Czeka na nas. I co najlepsze, jak już się tam dostaniemy, to już nie tylko nie ma tam cierpienia, ale nie ma też śmierci. Ale tymczasem na razie jesteśmy jeszcze tutaj, gdzie sytuacja jest inna. Natomiast - wszystko jest w Twoich rękach. I wiesz, nie wiem czy zdobywanie nieba jest czymś aż takim strasznie trudnym. Dużo zmienia się, gdy wchodzi się na drogę relacji z Bogiem. Bo może sprawy nie stają się prostsze, ale to jest zupełnie inaczej gdy pewne rzeczy robi się z kimś i dla kogoś.
Ale piszesz, że wiara to może być za mało. Że potrzebujesz poznać, że tam ktoś faktycznie jest. Myślę, że każdy kto wierzy, w jakimś momencie życia właśnie poznał tą Obecność Pana Boga. Jakoś jej doświadczył. I ten dar jest też dla Ciebie. Jeśli chcesz spróbować, to postaraj się o kontakt z Nim. Bardzo łatwo możesz własnymi słowami, bo prostu spróbować znaleźć Go w swoim sercu i zwrócić się: 'Panie Boże, potrzebuję Cię, chcę Cię poznać, proszę pozwól mi się poznać, bo chcę Ci wierzyć, chcę Ci zaufać, proszę pomóż mi'. Jestem pewien, że jeśli będziesz modlić się z serca w taki czy podobny sposób, Pan Bóg nie przejdzie koło tego obojętnie. Tylko nie staraj się o znak tylko o Niego :)
Zuzanna, witam Cię, cieszę się z Twojej obecności :)
Nataliii, prawda, że Boga nie trzeba czuć, ale czasem potrzebujemy poznać Jego obecność. Zwłaszcza w takich chwilach kryzysowych. To normalne. I jeśli mogę Ci coś zaproponować: proś Go, że pokazał Ci Jego obecność w tym wszystkim. Proś, żeby pomógł Ci pokazać, że Jemu nie jest to obojętne. Nie stój objętnie myśląc, że Bogu to i tak wszystko jedno. Bo tak nie jest. Możesz zwrócić się do Niego po prostu: 'Panie Boże, widzisz że mi się wszystko wali. Proszę Cię, pomóż mi przez to przejść. Pokaż mi, gdzie Ty w tym wszystkim jesteś. Przeprowadź mnie przez to. Potrzebuję Cię'. Jestem pewien, że jeśli pomodlisz się do Niego z serca, nie tylko poznasz, że On faktycznie tam jest, ale także Pan Bóg pomoże Ci przez to przejść... Modlę się za Ciebie.
Kłosu tak już jest, że ponosimy konsekwencje. Tak działa świat. Bez tego nie byłoby wolnej woli, bez tego nie byli byśmy ludźmi. Można się raczej zapytać, czemy wybieramy czasem zło. Ale to już inny temat. W każdym razie, ważne w tym wszystkim żeby nie obwiniać Pana Boga za to co złego nam się przytrafia, ale prosić Go, by pomagał nam przez to przejść. Piszesz też o tym, że czasem jak przychodzą trudności to człowiek oddala się do Boga. Generalnie bywa z tym różnie. Przeciwności mogą nas albo bardzo przybliżyć, albo oddalić. I znów wszystko w naszych rękach. Bo, albo wobec przeciwności zaczniemy zwracać się do Pana o pomoc, albo obrazimy się i odwórcimy od Niego.
Dorota, piszesz o bardzo ważnej rzeczy. Potrzebujemy osobistego przekonania o Jego obecności. Nie wystarczy, że ktoś nam to powie, albo może nie wystarczać. Natomiast o to poznanie, jeśli jeszcze nie otrzymaliśmy, prośmy. Pan Bóg naprawdę chce żebyśmy weszli z nim w głębszą relację. I my potrzebujemy widzieć, że On jest. Prośmy Pana Boga.
Tea, jest. I jestem pewien, że jest szczególnie blisko Ciebie. To, że przez swoje cierpienie nie załamujesz się, że Mu wierzysz, jest źródłem łask dla innych ludzi. To trochę tak jak pierwsi chrześcijanie, którzy dużo cierpieli a wielu umierało za wiarę. To dzięki nim Kościół ogromnie wtedy urósł. Jestem pewien, że Twoje cierpienie ma wielkie znaczenie. Tylko ofiaruj je Panu Bogu.
Zim, prawda my często zapominamy, On nigdy :)
Emocja, prawda. Nieraz dopiero jakiś ciężar skłania nas do tego by zwrócić się ku Bogu. Ważne żeby o Nim pamiętać kiedy wszystko idzie dobrze. Wtedy szczególnie trzeba o Nim pamiętać, bo jest przecież za co dziękować :)
Ana, dokładnie jak w Twojej notce, przez różne doświadczenia Pan Bóg może pomóc nam przybliżyć się do Siebie :)
Anija, prawda - rutyna może być dużym utrudnieniem. Także dla życia duchowego. Czasem pomaga zmiana formy modlitwy. Na tyle różnych sposobów można modlić się do Boga... :)
Marcccin, tak jest, że czasami po prostu czujemy Jego obecność. Ale jest to zawsze dar od Niego. I jest to dar, który możemy od Niego dostać. A bierze się stąd, że Go potrzebujemy, szukamy, zwracamy się do Niego. Nasza modlitwa. To trochę tak jakbyśmy wyciągnęli do Niego ręce. Jeśli nie wyciągniesz rąk to jak ma Ci Pan Bóg ten dar w Twoje ręce złożyć?
Oleńka, to jest piękna postawa. Bo jest to zaufanie Panu Bogu. Ufasz Mu. Jestem pewien, że od czasu do czasu On daje Ci się poznać. Ale istotą jest On sam, a nie te znaki. :)
No tak. Ja rozumiem, że wolna wola, że konsekwencje (choć nadal uważam, że to niesprawiedliwe - cierpieć za czyjeś błędy).
Ale dlaczego cierpienie często dzieje się bez żadnego powodu? Nie jest ono konsekwencją niczego, po prostu... jest? Np. jakaś poważna choroba...
@Jakubie - owszem, Pan daje mi się poznać. W bardzo prostych, codziennych sprawach: jak piękno świata dokoła, jak serdeczni ludzie, których spotykam na swojej drodze, jak zdany trudny egzamin na studiach...
Pisałam o tym, że nie mogę prosić Go o znaki - bo istotą wiary jest NIEDOŚWIADCZENIE go w taki racjonalny sposób. Gdybym go doświadczyła - co by to była za wiara...
@Kłosu - to jest właśnie część tej tajemnicy. To jest niesprawiedliwe - w naszym ludzkim rozumieniu. Cierpienie jest czymś wpisanym w ludzkie życie, czymś "normalnym" - choć to tak okrutnie brzmi.
Nie uważam się kompetentną osobą, żeby mówić te słowa, bo życie nie doświadczyło mnie do tego stopnia, nie postawiło w takiej bolesnej sytuacji, żeby móc sobie mędrkować. To trudny temat, w ogóle niemożliwy do wypowiedzenia słowami... Wielkimi ludźmi są dla mnie Ci, którzy cierpienie potrafią przyjąć z pokorą, a nie buntować się przeciwko niemu. Ja pewnie też przyjęłabym postawę buntu.
Pozdrawiam!
Oleńko - Bóg jest przede wszystkim OSOBĄ.
Piękno świata, ludzie których spotykasz itd - to mówi o Jego istnieniu.
Chodzi jednak o relację z NIM - więź z osobą którą jest Bóg. To dwie, różne sprawy: wierzyć, że On istnieje a mieć z Nim relację.
To relacja przynosi Ci życie.
Jakubie, dziękuję.
Ja wiem jak to powinno wyglądać. Jestem po formacjach kościelnych ( długoletnich). Jestem po róznego rodzaju rekolekcjach chociażby REO, Akceptacji siebie, po rekolekcjach Uzdrawiania wspomień, po rekolekcjach Eucharystycznych....
Tyle tylko, że coś ostatnio dzieje się nie tak. A może dzieje się tak, jak powinno sie dziać? Czegos mi za mało, coś mi doskwiera. Z wieloma sprawami i wyjaśnieniami kościoła,oraz podejściem do niektórych spraw przez kapłanów nie potrafię się pogodzić a tym bardziej przejść nad tym do porządku dziennego.
zastanawia mnie mocno osobowe pojmowanie Boga...
Zdjęłam różowe okulary wiary. Pojawiaja się pytania. Mówią, że kto pyta nie błądzi. Pożyjemy zobaczymy.
Najgorsze są te momenty, w których szatan "jeździ" mi po plecach, a ja nic nie mogę zrobić... kusi, wierci, pomiata... nie mogę się skupić na modlitwie i zrozumieć jak to jest możliwe, że tak się dzieje... z drugiej zaś strony takie " ciemne noce " w naszym życiu pokazują jak jesteśmy słabi... a to uczy pokory ;-) Wszystko ma swój CEL... Bądź wola Twoja! Amen
Ok, ale ja nie rozważam ontologii boskiego istnienia tylko staram się oddzielić dwie możliwości poznawcze. Niektórzy chcą znaku - i do tego był mój komentarz.
W wywiadzie z dominikaninem Pawłem Gużyńskim na wiara.pl znalazłem takie zdanie:
Zapominamy o doświadczeniu Faustyny. Gdy na pewien czas „znikł” jej z oczu Jezus, a później znów powrócił, to wyskoczyła na niego „z pyskiem”: Gdzie byłeś? Czy Ty wiesz, co ja czułam? A Jezus rzekł krótko: Gdyby mnie przy tobie nie było, nie przeżyłabyś ani minuty.
***
Myślę, że to mocno nawiązuje do Księdza rozważania. Pozdrawiam serdecznie i informuję, że pozwoliłem sobie "podlinkować" Księdza blog u siebie. Z Panem Bogiem! Tomek
A ja zaczynam się mocno zastanawiać:" Kim był Jezus?" W obliczu nowych odkryć, pojawienia sie nowych teorii, a nawet faktów wiele spraw i wczesniejszych rzeczy przyjmowanych przeze mnie na wiarę zaczęło sie w moim pojmowaniu rozmydlać.I przychodzą pytania. I przestaje mnie brac stwierdzenie typu, że z maluczcy jesteśmy i" gdzie z łapami?" Boga na próby chcesz wystawiać? ... To mnie zaczyna drażnić. nie wystawiac na próby , ale....zgłębiac, dochodzic, mysleć.... a nawet i podważać. A ludzie tak bardzo boja się ruszyć swoich swiętości, bo obawiają się zawalenia ich swiata. Wiara daje poczucie bezpieczeństwa, że ktos, coś stoi za sterem.... a jeżeli wszystko wyglada inaczej , niż..?
Jeśli się zaczynasz zastanawiać to znaczy, że Ty Go nigdy nie spotkałaś. Ale to nie znaczy, że On nie istnieje.
"A jeżeli wszystko wygląda inaczej, niż..?" - Twoje "jeżeli" świadczy o tym, że nie wiesz jak jest naprawdę. Ale chciałabyś wiedzieć - chciałabyś poznać prawdę.
Aniu, między nami jest taka różnica, że ja już JESTEM PEWNA, że On istnieje a Ty jeszcze nie wiesz do końca i badasz. Jeżeli szukasz to znajdziesz. Tylko szukaj Jezusa. Nie zmarnuj życia..
Kłosu, z wieloma rzeczami w naszej wierze jest tak, że nie możemy wszystkiego do końca zrozumieć, dopóki jesteśmy tu na ziemi. Stąd jest to wiara, nie wiedza. To trochę tak jakbyś miała obraz, który jest częściowo zasłonięty jakimś materiałem. Nie jesteś w stanie wszystkiego zobaczyć. Ale widzisz fragmenty: wiesz, że przez cierpienie człowiek czasem zbliża się do Boga, czasem nawet bardzo; wiesz że Pan Bóg wybrał drogę cierpienia dla Swojego Syna, więc za każdym razem gdy cierpisz, upodabniasz się do Niego. Ale obraz jest częściowo zasłonięty. Nie wszystko możemy zrozumieć tutaj. Jak z tą chorobą. Ale jeśli wiemy, że po drugiej stronie jest kochający Ojciec, to może najlepszym pomysłem jest Mu po prostu zaufać. Oleńka opisała też to bardzo fajnie.
Oleńka, zgadzam się. Myślę też, że być może czasem nie jest złą rzeczą prosić o znak. To znaczy, wszystko zależy jaka jest nasza motywacja. Faryzeusze nie prosili o znak, po to by uwierzyć, czy żeby znaleźć odpowiedź. Szukali raczej okazji, żeby mieć powód żeby Go pojmać. Ale jeśli prosimy Boga o jakiś znak, bo potrzebujemy bardzo poznać Jego obecności w naszym życiu, to myślę, że możemy prosić. Co innego, jeśli prosimy Go dla samych znaków, nie ze względu na Niego. Wtedy to byłoby to, o czym piszesz. No i jak piszesz, naturą wiary nie są znaki, ale właśnie zawierzenie. :)
dorota, tak jak mówisz. I myślę, że to jest tak, że jedno bierze się z drugiego. Najpierw zaczynamy wierzyć, by później wejść na drogę relacji z Nim.
Ania, nie ma nic złego w stawianiu pytań i szukaniu odpowiedzi. W ostatnich latach rzeczywiście pojawiło się dość sporo literatury, która może budzić wiele pytań. Ale jeśli zabierasz się za czytanie tego typu spraw, polecam Ci także poczytać coś co pokazuje ten sam problem od przeciwnej strony. Tak żebyś mogła sobie wyrobić własną opinię. Polecam Ci serdecznie książkę: Sprawa Chrystusa Lee Strobel, książka napisana przez ateistę, podejmująca sprawę Jezusa od czysto rozumowej strony. Czyta się bardzo przyjemnie, a możesz być bardzo zaskoczona tym co tam znajdziesz. Jest na allegro dostępna :)
M@C, takie chwile zdarzają się każdemu. Czasem może wyjść z nich dobro dla nas, tzn. jeśli wobec takich trudności jeszcze bardziej będziemy starali się zwracać o pomoc do Boga, widząc że sami z siebie nie wiele możemy. Jak piszesz, to uczy pokory.
Baruch, cieszę się, dzięki :) A to co piszesz o św. Faustynie - to jest jeszcze jedna ważna rzecz, o której musimy pamiętać. Nawet jeśli wydaje się, że Pan Bóg gdzieś zniknął, to nie znaczy że Go nie ma. Czasem, gdy nie możemy go poznać jest bliżej niż się wydaje.
Kochani dzięki serdeczne za wszystkie komentarze. Stawiacie dużo mądrych i ważnych pytań. Myślę, że jesteśmy tu wszyscy dla siebie na wzajem by sobie pomagać, tymbardziej cieszę się widząc, że staramy się wspólnie szukać odpowiedzi. :)
Pozdrawiam serdecznie,
z Panem Bogiem! :)
Dorota jeżeli jestes pewna to znaczy, że nie wierzysz. Pewni jesteśmy kiedy "dotknęliśmy". "pomacaliśmy", "zobaczylismy", "wiemy", "jesteśmy swiadomi". Ja doznałam pewnych spraw, doświadczyłam pozytwynych uczuć, ale nie tylko i zastanawiam sie czy to Jezus. Bo coś mi w podejściu kościoła do cierpienia nie odpowiada. I nie potrafię się zgodzić z teza, że tak nas ukochał, że syna swego jednorodzonego nam dał nawet na poniewieranie przez nas. Jakubie czytam i dziełami traktującymi na "tak" w to, w co wierzymy byłam przesiaknięta po uszy. Na każdy argument przeciwny stawialam mój argument wiary, a nie faktów i....zrozumiałam po czasie, ze to niezbyt mocne arguimenty w dyskusji.
Aniu, sama Sobie komplikujesz życie tymi filozoficznymi wywodami.. I niepotrzebnie. Wiara w Jezusa nie jest wmawianiem sobie, czy uspakajaniem sumienia, że On istnieje bo nie może być inaczej. Taka wiara jest ślepa.
Wiara o której piszę jest PEWNOŚCIĄ TEGO, CZEGO NIE WIDZĘ - i tak ją opisuje Biblia. To PEWNOŚĆ.
Jedno wcale nie przeczy drugiemu.
Aniu, pozdrawiam Cię całym sercem. Trzymaj się!
Ania, piszesz, że ciężko Ci zrozumieć, że Bóg kocha nas tak mocno, że nawet pozowolił na śmierć swojego Syna za nas. Wiesz, rzeczywiście, po ludzku patrząc to ciężko ogarnąć. Ale pamiętaj, że Pan Bóg patrzy w innej perspektywie. Nasz horyzont najczęściej zawęża się do tu teraz, gdzie jesteśmy. Pan Bóg patrzy w perspektywie wieczności, i wiedział, że Jezus za nas umrze, ale także że potem stanie po Jego prawej stronie - tam.
Jeszcze o tej książce, właśnie dlatego zaproponowałem Ci tamtą książkę, bo jest ona dość nietypowa. Ani nie jest ona 'argumentem na tak', ani nie stawia praktycznie żadnych argumentów wiary (autor gdy ją pisał był ateistą). Naprawdę polecam ci ją, jestem pewien że będziesz zadowolona jak przeczytasz.
dorota, myślę że to o czym piszesz, jest tym co czuje wielu z nas. Gdy się przebędzie pewną drogę z Panem, zaczyna się zyskiwać tą pewność, jest to dalej wiara, ale nasze uczucia mówią nam że jesteśmy Jego pewni, bo dał nam się poznać w pewien sposób :)
Pozdrawiam serdecznie,
z Panem Bogiem! :)