Gdy przyjmujesz do domu gościa, pewnie często cieszysz się jego obecnością. Parzysz kawę, wyciągasz dobre ciasto. Mówisz: 'czuj się jak u siebie w domu'. Chcesz, żeby było mu dobrze. Są jednak pewne granice, które gościa obowiązują. Jakkolwiek ciepło go przyjmujesz, nie chcesz przecież, żeby zaczął grzebać ci w biurku, przeglądać pocztę, usuwał zdjęcia z naszej-klasy. Jest pewna granica twojej prywatności, do której gość nie ma przystępu.
Chyba często traktujemy Pana Boga właśnie jak takiego gościa. Zapraszamy Go, cieszymy się Jego obecnością. Spędzamy z Nim czas, słuchamy Go, rozmawiamy. Ale jest jednak pewna granica prywatności. Pewne sfery naszego życia, do których nie chcielibyśmy Mu dać przystępu. Mówimy: cieszę się Panie Boże, że jesteś ze mną, ale tutaj nie wchodź. To jest moje.
Moje zranienia. Moje przywiązania. Moje przyzwyczajenia. Nie chcemy tam wpuścić Pana Boga. Dlaczego? Może boimy się tego, co zobaczy. Może boimy się sami na to spojrzeć? Traktujemy Pana Boga jak gościa w naszym życiu.
Czy pozwalasz Panu Bogu wchodzić we wszystkie zakamarki swojego życia? Czy są takie fragmenty, w które najchętniej byś Go, ani nikogo nie wpuścił? Pamiętaj, że Pan Bóg nie jest gościem w twoim życiu. On jest Gospodarzem.
hm.... nie no na pewno nie wszędzie pozwalam Mu "grzebac" bo może bolec:) A tak naprawdę to boimy się sami na to i owo spojrzec. Za bolesne to wszystko, człowiek ma dośc tego łupania po żebrach...no to jeszcze to, i jeszcze to, a może i tu , i atm zerkniemy....Kiedy to się dzieje w spokojniejszym tempie to może można znieśc, najgorsze jest szybkie tempo tego gmerania Gospodarza w naszych szufladach. Ja czasami mówilam :"stop- wysiadam z tego pociągu" ale z reguły po złapaniu oddechu wracałam.
Chciałabym, aby Pan Bóg był w każdym zakamarku mojego życia,ale niestety nie wszędzie jestem go w stanie wpuścić. Pan Bóg na pewno nie chce dla mnie niczego złego, jednak pozostawił mi wybór i to ode mnie zależy, co z tym zrobię. Postaram się, aby był ze mnie zadowolony.
Pozdrawiam
Otwieram Bogu całe swoje życie, całe... Z tymi moimi przyzwyczajeniami itd. Ale mam tak, że kiedy czynię źle (wiem, zdaję sobie z tego sprawę, ale czasami tak jest łatwiej), to wtedy rzeczywiście chciałabym powiedzieć: Panie Boże, teraz odejdź, na ten moment, wróć, kiedy zmądrzeję, bo taką chce być dla Ciebie- TAKIM. MĄDRYM TWOIM DZIECKIEM , ot... :-)
pax!
To oczywiste, że każdego gościa obowiązują pewne zasady i granice prywatności, których przekroczenie oznacza zwykłe chamstwo, a nie "czucie się jak u siebie w domu". Dlatego jeśli Boga traktujemy jak gościa w swoim życiu, to możemy czuć się nieraz dotknięci Jego bezpośredniością i bezpardonowym wkraczaniem do naszych najskrytszych zakamarków serca. Ale tak naprawdę to nie jest problem niedelikatności Boga, lecz naszego płytkiego traktowania relacji z Nim. On nie jest gościem, lecz naszym Prawdziwym Przyjacielem - Kimś nam Najbliższym! I tak powinniśmy Go traktować. :)
Przy okazji warto zwrócić uwagę na pewne ryzyko, jakie się wiąże z tematem gościa i gospodarza... Otóż skoro Bóg jest Gospodarzem wzg. nas (co jest niezaprzeczalne, bo do Niego wszystko należy i On tym rozporządza), my jesteśmy gośćmi. I tu możemy wpaść w pułapkę "przykładnego gościa", który raz na jakiś czas (tylko wtedy, kiedy u niego jest dobrze i ma na to ochotę) przychodzi na spotkanie z Panem, aby trochę poopowiadać o swoim życiu, wymienić kilka ogólnikowych zdań, pochwalić się Mu swoimi sukcesami - słowem: jak najprzyjemniej spędzić razem czas. I nic więcej... Poruszanie poważniejszych tematów czy pytanie o Bożą wolę w jego życiu nie jest już na miejscu, bo przecież to zbyt osobiste sprawy, by się w nie zagłębiać, heh...
Tak się zastanawiam, czy są zakamarki mojego życia, do których Bóg nie ma dostępu? Nie mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że nie, bo nie mam takiej pewności i może się okazać, że coś takiego jest. Tymczasem jednak nic nie przychodzi mi do głowy. Zranienia, przywiązania, przyzwyczajenia z pewnością mam jak każdy inny, ale o tym wszystkim Bóg doskonale wie. W ogóle byłabym głupia, gdybym próbowała coś przed Nim ukrywać czy choćby myślała, że jestem w stanie to zrobić. Przecież wiadome, że On jest pierwszą (i często jedyną) Osobą, która widzi, gdy coś złego się dzieje. Jakby więc mogło Go przy tym nie być? Jakby mógł nie wiedzieć? On o wszystkim dowiaduje się w pierwszej kolejności... :)
Serdecznie pozdrawiam! :)
PS: Przez cały tydzień nosiłam się z zamiarem skomentowania poprzedniej notki. Tymczasem zamiast zrobić to od razu, odkładałam to na później, śledząc wypowiedzi innych. Nawet jeszcze dziś rano zaczęłam pisać komentarz, ale ponieważ nasunęło mi się zbyt wiele myśli, zniechęciłam się w tamtym momencie i znów odłożyłam to na później. Jak widać nie jest to najlepszy sposób, bo w efekcie nie udało mi się wcale skomentować notki, ale pewnie nie to jest najważniejsze... Ważne, że pojawiły się jakieś refleksje. :) Mam też jednak nauczkę na przyszłość! I właśnie dlatego tę notkę komentuję od razu po przeczytaniu. ;)
To oczywiste, że każdego gościa obowiązują pewne zasady i granice prywatności, których przekroczenie oznacza zwykłe chamstwo, a nie "czucie się jak u siebie w domu". Dlatego jeśli Boga traktujemy jak gościa w swoim życiu, to możemy czuć się nieraz dotknięci Jego bezpośredniością i bezpardonowym wkraczaniem do naszych najskrytszych zakamarków serca. Ale tak naprawdę to nie jest problem niedelikatności Boga, lecz naszego płytkiego traktowania relacji z Nim. On nie jest gościem, lecz naszym Prawdziwym Przyjacielem - Kimś nam Najbliższym! I tak powinniśmy Go traktować. :)
Przy okazji warto zwrócić uwagę na pewne ryzyko, jakie się wiąże z tematem gościa i gospodarza... Otóż skoro Bóg jest Gospodarzem wzg. nas (co jest niezaprzeczalne, bo do Niego wszystko należy i On tym rozporządza), my jesteśmy gośćmi. I tu możemy wpaść w pułapkę "przykładnego gościa", który raz na jakiś czas (tylko wtedy, kiedy u niego jest dobrze i ma na to ochotę) przychodzi na spotkanie z Panem, aby trochę poopowiadać o swoim życiu, wymienić kilka ogólnikowych zdań, pochwalić się Mu swoimi sukcesami - słowem: jak najprzyjemniej spędzić razem czas. I nic więcej... Poruszanie poważniejszych tematów czy pytanie o Bożą wolę w jego życiu nie jest już na miejscu, bo przecież to zbyt osobiste sprawy, by się w nie zagłębiać, heh...
Tak się zastanawiam, czy są zakamarki mojego życia, do których Bóg nie ma dostępu? Nie mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że nie, bo nie mam takiej pewności i może się okazać, że coś takiego jest. Tymczasem jednak nic nie przychodzi mi do głowy. Zranienia, przywiązania, przyzwyczajenia z pewnością mam jak każdy inny, ale o tym wszystkim Bóg doskonale wie. W ogóle byłabym głupia, gdybym próbowała coś przed Nim ukrywać czy choćby myślała, że jestem w stanie to zrobić. Przecież wiadome, że On jest pierwszą (i często jedyną) Osobą, która widzi, gdy coś złego się dzieje. Jakby więc mogło Go przy tym nie być? Jakby mógł nie wiedzieć? On o wszystkim dowiaduje się w pierwszej kolejności... :)
Serdecznie pozdrawiam! :)
PS: Przez cały tydzień nosiłam się z zamiarem skomentowania poprzedniej notki. Tymczasem zamiast zrobić to od razu, odkładałam to na później, śledząc wypowiedzi innych. Nawet jeszcze dziś rano zaczęłam pisać komentarz, ale ponieważ nasunęło mi się zbyt wiele myśli, zniechęciłam się w tamtym momencie i znów odłożyłam to na później. Jak widać nie jest to najlepszy sposób, bo w efekcie nie udało mi się wcale skomentować notki, ale pewnie nie to jest najważniejsze... Ważne, że pojawiły się jakieś refleksje. :) Mam też jednak nauczkę na przyszłość! I właśnie dlatego tę notkę komentuję od razu po przeczytaniu. ;)
A ja wychodzę z założenia - po co ukrywać i po co robić przed Bogiem tajemnice, skoro On i tak wie o wszystkim i to jeszcze zanim przyszłam na świat? Dla Niego nie ma tajemnic i On wie wszystko. W dodatku On mnie kocha mocniej niż jakikolwiek człowiek na Ziemi, dlaczego więc miałabym nie dzielić się tym co najbardziej prywatne z kimś, kto mnie kocha i kogo ja kocham? To tak na mój prosty rozum i chyba jeszcze prostszą wiarę :) Pozdrawiam serdecznie :)
Zaproszenie Boga do życia sens ma tylko wtedy, gdy jest bezgraniczne, bez zastrzeżeń i ciemnych kątów "tylko dla mnie".
Przyjdź, Boże, i przemieniaj - ale nie tylko to, co ja widzę, ale wszystko, co przemiany wymaga.
Do dziś pamiętam słowa, które usłyszałam dawno temu w konfesjonale - że przecież, gdy chorujemy idziemy do lekarza, tymczasem gdy choruje nasza Dusza uciekamy od Tego, który może uleczyć jak najdalej...
O ileż łatwiej
gdy nie ma się czego wstydzić
Pan Bóg, w moim przypadku stoi przed ogrodzeniem strzeżonego osiedla z dziesięciopiętrowcami(oczywiście na domofon z kamerą) i czeka albo i nie. Wizjer się popsuł, nie widać dobrze.
Przepiękna notka...!
Bardzo bardzo trafna...
hmmm... kiedyś wydawało mi się, że sama potrafię radzić sobie ze zranieniami. Nic bardziej mylnego zamykałam się wtedy we własnym świecie i było gorzej. Teraz mój Gospodarz ma do nich dostęp i często wpada z ogromnym chukiem robiąc pożądny remont. Wiem, że to potrzebne choć bardzo bolesne. Tak samo jest z moimi przywiązaniami.
Kiedy puszczają blokady i otwierają się wrota do tej pory porządnie zaryglowane, wtedy działanie łaski jest przeogromne. :)
Pozdrawiam :).
dobrze, że mam takiego Gospodarza.
jest rozpier[beep] i dobrze wiem że sama tego nie ogarnę, że tylko On może to zrobić.
czasem dopadają mnie potężne wątpliwości, czasem ręce opadają do kolan, ale ta świadomość sprawia, że mimo wszystko świat się kręci.
:)
+
trudno mi sie wypowiadac na ten temat ,nie naleze do ludzi ktorzy lataja do kosciola,a swoje klopoty tlumacza slowami bo tak chcial BOG,mam "swojego" Boga i to co sie dzieje na ziemi jest tylko i wylacznie moja praca, lub moimi nieudolnosciami," moj" Bog jest odpowiedzialny za moja dusze tam po drugiej stronie, nie jestem w stanie widziec w Nim ani Gospodarza ani Goscia, jesli jest to jest ON zawsze i wszedzie w kazdym dzialaniu tym dobrym jak i tym zlym, i calkiem mozliwe ze dla mnie nieswiadomie, pomaga mojej duszy ktora odpowiedzialna jest za moje cialo i umysl,jesli jest to napweno jest On raczej Towarzyszem mojego zycia,czy tego chce czy nie :) :)
...niektorzy pisza dluzsze komentarze niz notka :)
W dodatku wklejają się podwójnie i zajmują jeszcze więcej miejsca... Co za bezczelni ludzie! :P
Przepraszam. :) Ten typ tak ma. ;)
Dobrze jest oddać Bogu każdy zakamarek naszego życia i dobrze jest pozwolić Jemu pogrzebać w szufladach naszego życia... Ludzie, czasami, roszczą sobie prawo do prywatności ale z czasem ta prywatność ich dopada i robi niezłe zamieszanie... Bóg jest Miłością... Pozwólmy więc Miłości aby ogarnęła nas ale tak do końca... we wszystkim... Pozdrawiam ..
Zadziwia mnie w Bogu, że jest BOGIEM, PANEM, a jednak nie dotyka naszego życia i jego zakamarków bez naszego przyzwolenia. To wciąz jest dla mnie niesamowite.
Myślę, że w naturalny sposób jest w nas starach przed zranieniem, bólem - większość z nas jest poraniona, każdego coś tam boli i potrzebujemy na tyle doświadczyć tej miłości Taty, abysmy nabrali ZAUFANIA i świadomie Mu mówili "Proszę, Tato wejdź. Daję Ci prawo". Potrzeba czasem na to czasu...
Myślę także, że wszyscy w jakiś sposób niestety szufladkujemy Jego miłość - i to jest naturalne:) Sama wciąż i wciąż uczę się biec do Niego bo jest najdelikatniejszym lekarzem! O nic nie pyta - po prostu ociera twoje łzy...
Pozdrawiam wszystkich po dłuuuugiej przerwie:)
Ania, rzeczywiście czasem może nam się wydawać, że Pan Bóg nadaje za szybkie tempo. Że za dużo zmian naraz, zbyt wiele od nas oczekuje. Ale to, że otrzymujemy w pewnym momencie takie światło nie znaczy że musimy zmieniać wszystko jednocześnie. Myślę, że najlepiej przyglądać się takim rzeczom pojedynczo i prosić Pana Boga, by nas w tym prowadził. :)
Salanee, dobrze że widzisz także takie elementy swojego życia, do których wolałabyś Pana Boga nie wpuszczać. Często jesteśmy tego kompletnie nieświadomi. Możesz spróbować kiedyś pomyśleć, czemu wolisz zostawić te elementy tylko dla siebie. Tak jak piszesz, Pan Bóg na pewno nie chce dla Ciebie nic złego. :)
niśka, to prawda, robimy coś źle nie chcemy, by Pan Bóg był świadkiem. Nie chcemy żeby był przy nas. Ale pięknie, że potrafisz otwierać Mu drzwi wszędzie i nie boisz się tego. To dzięki temu Pan Bóg może naprawdę działać w Twoim życiu i je przemieniać :)
Nobody, bardzo cenne spostrzeżenia - czasem może być tak, że przyjmujemy postawę gości. I to takich gości bardzo zdystansowanych do Gospodarza, tak jak piszesz. Bardzo ważne, żeby pamiętać, że ta relacja między nami a Nim, jest pierwsza. Najbardziej intymna, bo jak sama zwróciłaś uwagę - Pan Bóg i tak o wszystkim pierwszy się dowiaduje. Ale ważne jest też, żebyśmy nie mieli skrzywionego obrazu Pana Boga. Czasem mamy takie wyobrażenie, że Pan Bóg jest takim Sędzią, który patrzy z góry i tylko czeka aż nam się noga powinie. Jest zupełnie przeciwnie. Pan Bóg jest tym, który pierwszy wyciąga rękę, gdy się przewracamy. Niestety, często nasza duma sprawia jednak, że nie chcemy sięgać po tą rękę i wolimy albo dalej leżeć, albo próbujemy podnieść się sami.
Zimbabwe, zgadzam się. Ale mogą być różne powody, dla których nie chcemy się wszystkim dzielić z Panem Bogiem. Czasem potrzeba wiele czasu, by powstała relacja zaufania, w której potrafimy oddawać Panu Bogu zupełnie wszystko. Często to zaufanie bywa nadszarpnięte, bo oskarżamy Pana Boga o różne przykre rzeczy, które przytrafiają nam się w życiu. Mimo, że Pan Bóg nie jest nigdy ich autorem.
Palabra, racja, najlepiej jest zapraszać Boga wszędzie, do całego naszego życia. I prosić Go właśnie o to światło, żeby pokazywał nam to co przemiany wymaga, a czego nie widzimy.
Zeruya, tak i to kolejna bardzo cenna myśl - gdy nasza dusza jest w złym stanie, nie uciekać, ale przyjść do Lekarza. Sakrament Pojednania to zawsze wyjątkowy moment, w którym dajemy Bogu bardzo głęboki przystęp do nas samych. Jest to także moment, kiedy zaczynamy na nowo iść razem. Jeśli dobrze przeżyjemy ten Sakrament, to może być moment, kiedy nasze życie obróci się o 180 stopni.
Dusiak, czeka i wierz mi, że jest bardzo cierpliwy. Będzie na Ciebie czekać tak długo, jak będziesz tego potrzebować. :)
Dorcia, to jest bardzo cenne, że pozwalasz Panu Bogu wchodzić w swoje życie, mimo, że czasem to może zaboleć. Boli często to, że nie jesteśmy do końca takimi, jakimi byśmy chcieli być. Ale tu właśnie wchodzi Pan Bóg z przemianą, jeśli tylko Mu na to pozwolimy. :)
Tea, tak, ten Gospodarz jest także źródłem bezpieczeństwa. Nawet gdy dookoła wszystko się sypie, jeśli z zaufaniem się na Nim oprzesz, On Cię przeprowadzi.
blogniedzielny, myślę, że nasze spojrzenie na Boga ma wiele wspólnego. Również wierzę, że Pan Bóg jest przy nas obecny przy wszystkim, co robimy, że jest Towarzyszem życia. To co piszesz, że ludzie często kwitują swoje problemy życiowe stwierdzeniem 'tak chciał Bóg', faktycznie często się zdarza. Ale tego nie uczy nasza wiara. Wręcz przeciwnie, Bóg nie chce zła w naszym życiu, jest to jedynie konsekwencja naszej wolnej woli, z której często robimy zły użytek. To co natomiast pewnie wyróżnia wiarę chrześcijańską to wyjątkowa osobowa bliska relacja, którą możemy mieć z Bogiem. :)
krysia, faktycznie, ta prywatność może być pułapką. W pewnym momencie możemy tak o nią zabiegać, że ani Pan Bóg, ani inni ludzie nie będą mogli nam w żaden sposób pomóc. A samemu daleko nie zajdziemy. Tak jak piszesz - dobrze oddać Panu Bogu każdy zakamarek naszego życia. :)
dorota koziura, tak to zaufanie jest bardzo ważne. I jeśli nie mamy go do Pana Boga, trudno będzie nam się otworzyć i pozwolić Mu na jakiekolwiek zmiany w naszym życiu. I tak jak piszesz - On jest także lekarzem, więc to co zmienia w naszym życiu zawsze będzie dla nas pomocą. :)
Kochani, dzięki serdeczne za wszystkie komentarze! Cieszę się, że widzicie w Bogu Gospodarza, lub tego, kto jest naprawdę blisko Was. To zaufanie do Boga jest naprawdę ważne, jeśli nie mamy go, warto się zastanowić, co możemy zrobić, aby to zmienić.
Pozdrawiam bardzo serdecznie, z Panem Bogiem! :)