Nieraz jest tak, że patrzymy na świat, jakby wszystko było nie tak. Każdy robi coś źle. Ktoś jest nieuczciwy. Ktoś nieszczery. Ktoś nie pracuje tak jak powinien, albo nie poświęca mi tyle czasu ile powinien. Jakby się tak rozejrzeć dookoła, to każdy ma jakieś braki.
Sobie właściwie może mógłbym coś zarzucić, ale to jest prawie nic, przy tym jacy są inni.
Wielka pułapka, żeby wpaść w takie myślenie. Możemy stać się jak faryzeusze, którzy potrafili wprowadzić w poczucie winy wszystkich dookoła, samemu myśląc o sobie jak o świętych. A tymczasem sami pierwsi potrzebowali zmiany. Możesz czasami myśleć: byłoby mi łatwiej, gdyby ta i ta osoba się zmieniła. Zadziwiające jak bardzo zmienia się otoczenie, gdy sam starasz się o własną zmianę.
Czy potrafisz dostrzec w sobie coś, co wymagałoby poprawy? Czy wydaje ci się, że generalnie robisz wszystko dobrze, czy wszystko źle? A może jakoś po środku? Czy wolałbyś żeby twoje otoczenie było inne? Pamiętaj, że zmianę otoczenia zaczyna własna zmiana.
Otoczenia zmieniać nie chcę, bo kocham je mimo wszystko ;)
ze sobą głębszy problem...
zmiany potrzebuję i to natychmiast, tylko żeby jeszcze motywacja była...
właśnie tego się uczę przez ostatnie 10 tygodni. to nie otoczenie wymaga zmiany, tylko ja. okazuje się, że to, co mi się wydaje złe, nienormalne, jest jak najbardziej normalne, a jeśli nawet nie, to mam wpływ wyłącznie na siebie, na swoje reakcje i działania, nie na innych.
więc zmieniam siebie.
Pan Bóg pomaga, bez Niego nic. On po prostu bierze na ręce i wyciąga, wynosi z piekła.
Agatko,
zmiany to nie tak natychmiast, bo Ci się zakręci w głowie ;)
a motywacja...? Ty sama możesz być dla siebie najlepszą motywacją :)
Zmiana siebie? Na pewno nie jest łatwa, lecz mimo to warto.
Jednak mimo wszystko wydaje mi się, iż człowiek sam nie wiele zdziała. Potrzebny jest do tego również Bóg i Jego łaska :).
Szkoda tylko, że nieraz (przynajmniej ja to obserwuję u siebie) człowiekowi brakuje sił do tych zmian, cierpliwości, zbyt dużo pytań się także pojawia, przed którymi nie wolno uciekać. Nie chcę już udawać od jakiegoś czasu, że ich nie zauważam, więc szukam odpowiedzi. Szukanie to mozolna sztuka i bywa, iż zniechęcenie i niepewność podczas tej drogi, którą jest życie za bardzo dają o sobie znać.
Te znaki zapytania i tak prędzej czy później dają tym mocniej o sobie znać w życiu, im bardziej pragniemy o nich zapomnieć. Jednak chyba są potrzebne. Dlaczego? Wprowadzają zmiany-zastanawianie się jeszcze poważniejsze niż kiedyś nad spotykanymi ludźmi, wydarzeniami, swoim życiem, dokonywanymi wyborami i ich konsekwencjami itp.
Hm... znów zbyt wiele myśli, żeby je wyrazić, dlatego ten komentarz w moim wykonaniu kolejny raz wyszedł tak jakby był nieposkładany jakiś-w takim sensie, że posiada w sobie parę różnych wątków.
Mimo wszystko mam nadzieję na to, iż da się spróbować zrozumieć o co mi chodzi.
staram sie zmieniać, dostosowywać, nie zawsze innym sie to podoba...
Cha, cha, cała jestem "do poprawy", ale pocieszam się, że nikt nie jest tak doskonały, żeby nie mógł czegoś jeszcze zmienić.
Czytałam gdzieś, że Niebo możemy przybliżać sobie sami, już tu na ziemi. Że to właśnie my, mamy stawać się Niebem dla tych, których kochamy. Z doświadczenia wiem, że przecież nawet mały uśmiech, jakiś zwykły odruch życzliwości, od czy do, nawet obcej osoby, od razu poprawia mi ogólne nastawienie do świata. Gdyby tak częściej... to kto wie, może Niebo byłoby całkiem blisko.
A na razie jestem piekłem dla jednej osoby i nie potrafię tego zmienić. Nie umiem wyjść z roli "twardziela" i zmienić się w "siostrę miłosierdzia". Wydaje mi się to przegraną. Wiem, głupie to trochę, ale na razie tak to czuję.
Kiedyś słyszałam, że jeśli nasze szczęście uzależniamy od sytuacji zewnętrznej, to tak naprawdę nigdy nie będziemy szczęśliwi. Jeśli zmieniamy siebie, to zmienia się też nasz stosunek do innych. Ale człowiek sam nie potrafi siebie zmienić. Dobre wychowanie, psychoterapia, środki farmakologiczne, kultura, a nawet religia - to wszystko tylko uczy maskować zło, które siedzi w każdym z nas. Zmienić nas może tylko Duch Święty, który działa i jest żywy, a czytanie Bożego Słowa działa jak takie lustro, w którym możemy się przejrzeć. Wielu by ukamienowało cudzołożnicę, ale niewielu by pomyślało, że sami na to samo zasługują... Pozdrawiam :)
u mnie jest dokładnie na odwrót, najpierw w sobie doszukuję braków, wad, jakiś trudności, by jak znajdę całą listę i się tym wsytarczająco dobiję, pomyśleć, że nie zawsze ja muszę być wszystkiemu winna... Nie wiem czemu tak.Pozdrawiam.
Czasami, mam wrażenie że otaczają mnie ludzie głupi, słabi i bezmyślni... ogarniająca nienawiść do ludzi.
Potem przychodzi uczucie jakbym obuchem dostał w głowę. Wiem wtedy że nie tylko oskarżenia i uogólnienia są niesłuszne, ale także wiele złych, a nawet gorszych rzeczy mogę powiedzieć o sobie.
Przypominają mi się scena z filmu "Karol człowiek który został Papieżem" gdy Tomasza Zalewski mówi "...trzeba kochać, nie nienawidzić"
Te słowa, które wydają się irracjonalne zarówno w tamtej sytuacji jak w każdej innej, są zarazem czymś co powinniśmy wymagać od siebie. Rzeczą nie łatwą, lecz zawierającą wiele dobrych skutków.
Dzięki za radę odnośnie "złotego środka" w przyjaźni. Coś w tym rzeczywiście jest. Pozdrawiam!
Jesli o mnie chodzi, to caly czas mam wrazenie, ze wszystko co robie jest nie tak jak chcialabym, czy powinno byc.Pozdrawiam.
Agatka ;), najlepszym sposobem jest zaczęcie od małych rzeczy, po prostu wybrać sobie, coś małego i zacząć nad tym pracować :)
Tea, prawda, że bez Pana Boga nic. I powiem Ci, że też tego doświadczyłem, że przed Panem Bogiem nieraz odkrywa się, że pewne rzeczy, które wydają się nam nienormalne, tak naprawdę takimi nie są. Dla tego warto wiele rzeczy przedstawiać Panu Bogu i je przemadlać.
Dorota, jest faktycznie tak czasami, że Pan Bóg 'podrzuca' nam takie znaki zapytania. Chce, żebyśmy się nad czymś zastanowili i być może wyciągnęli z nich pewne wnioski. Czasem to może sprawić, że nie popełnimy znów tych samych błędów. Tak dokonuje się w nas zmiana :)
Beata, prawda, że otoczenie nieraz nie ułatwia sprawy. Czasem lepiej jest wprowadzać zmiany, za bardzo o nich nie trąbiąc. Wtedy ludziom jest je łatwiej przyjąć.
Canada, jak piszesz, czasem drobnostka z naszej strony może uczynić czyjś dzień udanym. I dla nas dzień staje się przez to lepszy. Natomiast to co piszesz o relacji z tą osobą. Takie rzeczy bywają trudne. Nieraz ani 'twardziel' ani 'siostra miłosierdzia' nie są najlepszym pomysłem. Wiele zależy jak dobrze znasz tą osobę, i czy naprawdę zależy Ci na waszym wspólnym szczęściu (czy tylko swoim...)
Zim, prawda, jeśli chcemy zacząć zmiany, warto dużo prosić o pomoc Ducha Świętego. On jest Tym, który pomaga podejmować decyzje, kiedy nie wiemy co robić.
Monika M., warto wtedy prosić właśnie o Ducha Świętego, żeby przychodził z darami, które pomogą nie zatrzymywać się na słabościach, które widzimy (każdy je ma...), ale iść do przodu i prosić o przemianę tego co słabe. :)
Big Moose, tak te słowa dają wiele do myślenia i mogą pomóc czasami w chodzeniu pod prąd. Są też takie słowa w Biblii, które ja bardzo lubię: 'Zło dobrem zwyciężaj'. Życie, szczególnie dla nas, mężczyzn, jest trochę jak walka. Grunt żeby wybrać oręż dobra. :)
Baruch, cieszę się :)
Katarzyna / Kathryn, wcale tak nie musi być. Warto dużo prosić o światło Pana Boga, pytać przy spowiedzi, albo z kimś porozmawiać. :)
Kochani, dzięki serdeczne za wszystkie komentarze, jestem jeszcze cały czas w rozjazdach stąd prowadzenie bloga przysparza mi trochę organizacyjnych problemów, ale od przyszłego tygodnia wszystko powinno wrócić do normy.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie, z Panem Bogiem! :)
Witam!
Na pytanie :" Czy potrafisz dostrzec w sobie coś, co wymagałoby poprawy?"- tak potrafię zresztą do ideału mi daleka droga ;)
Jestem bardzo krytyczna w stosunku do samej siebie widze swoje wady staram się z nimi walczyc ale jest bardzo trudno tym bardziej że na każdym kroku spotyka sie tyle chamstwa i niesprawiedliwości co nie ułatwia ... Tak wiec są tzw wzloty i upadki :)
Pozdrawiam !
PS. bardzo fajny blog