Czy stawiasz czasami Panu Bogu pytanie: 'dlaczego ja?'. Dlaczego muszę przechodzić przez to trudne doświadczenie? Dlaczego ludziom dookoła się wszystko układa, a ja mam ciągle pod górkę? Może masz pretensje do Pana Boga i uważasz, że traktuje cię niesprawiedliwie?
Doświadczenie, przez które teraz przechodzisz może być dla ciebie trudne. Ale jeśli Pan Bóg na nie pozwala, to nie po to, aby robić ci pod górkę. To dlatego, że On się troszczy o Swoje dziecko. I chce widzieć jak ono rośnie i dojrzewa. Twoje trudne doświadczenie może mocno przybliżyć cię do Pana Boga. Może sprawić, że odnowisz jakiś ważny kontakt. Że zdobędziesz jakąś nową umiejętność. Że nabierzesz cierpliwości do ludzi. Albo wyrozumiałości. Albo współczucia.
Czy Pan Bóg stawia przed tobą trudne wyzwania? Nie poddawaj się, staw temu czoła, z Nim. Każde trudne doświadczenie przybliża cię do Niego i do bliźniego, dużo bardziej niż prosta droga bez wybojów.
Byly takie pytania do Pana Boga. Zdarzaja sie i teraz tylko moze juz rzadziej. Dlaczego??? Moze dlatego, ze mam szerzej otwarte oczy i zwracam uwage na innych. A inni czesto maja wyzej pod ta górke, bardziej stromo niz ja. Miewam klopoty, problemy ...jak kazdy ale wiem, ze moje klopoty mozna jakos rozwiazac a sa osoby przy ktorych klopotach moje sa pestka, czy przyslowiowa kropelka w oceanie. Malo istotne. Ktos mi kiedys powiedzial, ze Pan Bóg daje najciezsze krzyze do dzwigania tym, których najbardziej kocha.....a ja zaczynam sie obawiac, ze mnie malo kocha.......Pozdrawiam serdecznie. To cudownie tak raz w tygodniu wpasc tutaj na chwile refleksji i przemyslen.
Z Nim? Wydaje mi się, ze to On jest moim największym wrogiem, i to On chce mnie zniszczyć pozbawiając tego co w życiu najważniejsze.
gdybyśmy wszyscy rozumięli co dziiaj napisałeś świat byłby piękny, a tak... jest jaki jest...
Takich pytań było jakis czas temu durzo. Ale teraz jakby wszystko szło z górki. Po trudach przyszła radość i właśnie... odnowienie starych kontaktów, zawieranie nowych wspaniałych przyjaźni. Znów słyszę i widze choć nie do końca rozumiem. Tylko tym razem to ja ruszyłam w drogę nie czekając na przynaglenia, a rozpędziłam się tak bardzo, że w sobotę zawitam do sióstr Karmelitanek na dzień skupienia.
Więc jeśli mogę prosić o modlitwę w intencji dobrego spędzenia tego czasu...
Również będe pamiętać.
Pozdrawiam :).
Życie bez trudności byłoby zbyt łatwe ...
A ja odpowiem słowami z Pisma: ucisk rodzi cierpliwość, a cierpliwość doświadczenie (List do Rzymian 5, 1-5). Wielu ludzi modli się o cierpliwość, ale nie do końca zdają sobie w większości chyba sprawę z tego, o co się modlą i szybko zapominają, o co się modlili. A ucisk można różnie rozumieć. Ale to nie Bóg powoduje zło czy cierpienia. Ciekawe jest przy tym to, że w dzisiejszych czasach wielu ludzi jeszcze wierzy w istnienie Boga, ale niewielu już wierzy w istnienie szatana. A szatan jest mocny, chociaż jego moc i tak jest ograniczona. Pamiętajmy, że był to anioł będący kiedyś tuż przy Bogu. Nie jest więc diabełkiem z kreskówek, który ma różki i ogon. A ludzie ponieważ mają niedoskonałą naturę, łatwo ulegają jego kłamstwom, bo szatanowi chodzi o zniszczenie człowieka. I najczęściej dotyka on tych sfer życia, które są u nas najsłabsze i najbardziej chore... Bóg jednak też czasem dopuszcza zło, dopuszcza działanie szatana - jak widać w historii Hioba. Ale też, może sam posłużyć się prawami natury, które sam stworzył - po to, żeby pokazać ludziom, jak daleko są od niego, aby odwrócić ich od np. bałwochwalstwa - jak to widać chociażby w historii Eliasza i głodu w Izraelu. Także o tym temacie to można by książki pisać :) Pozdrawiam :)
Pozdrawiam Cię, Jakubie. Ważny temat poruszyłeś. Ja myślę podobnie i uważam życie (i to wszystko, co ono przynosi) jako wielką przygodę ze sobą i z Bogiem. To świetne, że choć jesteśmy ci sami, co 5 lat wstecz, to jednak nie tacy sami... I to jest piękne.
Oj, hehodosiku. Czasami przechodziło mi przez głowę, dlaczego akurat mnie czepia się wszelakie zło tego świata, chociaż tak naprawdę nie wiem, czy to jest zło. Wielu ludzi, którzy żyją na bakier z wiarą, za wszystko obwiniają Boga, sami nie starając się poprawić swojego życia. Jestem niepełnosprawny/a - wina Boga, stało się coś strasznego - wina Boga. I tak każdy zrzuca na niego wszystko, co złe, ale nie pomyśli, że może to, co na ten czas się dzieje jest po coś. Dopóki ludzie nie wyciągną wniosków ze swojego życia, nie zmieni się nic. Po to przecież mamy wolną wolę. Akceptuję to, co mam, chwile słabości też przychodzą, ale one są po to, żebym później była o wiele mocniejsza. Nauczyłam się cierpliwości i nikogo nie winię za to, co mam. Po tych doświadczeniach, kiedy już wyzdrowieję, będę mogła powiedzieć - dałam radę i jestem lepszym człowiekiem :) Ufam Panu Bogu wiem, że wszystko dzieje się po coś :)
Pozdrawiam Dobry Duchu...
U mnie to chyba nie tyle chodzi o to, że ja mam tak trudno, że akurat to czy tamto właśnie mnie spotyka... Bardziej z innej strony - czemu niektórzy mają łatwiej, nie muszą myśleć czy uda się znaleźć kredyt mieszkaniowy, który nie zrujnuje człowieka, czy będą pieniądze po jego załatwieniu (co jest koniecznością) jeszcze na życie, i inne mniej materialistyczne, a równie ważne, problemy.
W sumie - i tak na jedno wychodzi.
Zatrzymuję się tutaj pierwszy raz, a że dokładnie temat moich dzisiejszych refleksji był identyczny jak Twój, pozostawiam i ja kilka swych groszy ;)
Przeżywam od ponad miesiąca trudną sytuację związaną z chorobą matki; dziś zaświeciło nam światło prawie potwierdzonej nadziei, że najprawdopodobniej wszystko będzie dobrze. Wspaniale! I dziś ogarnęły mnie refleksje - czemu Panie tyle cierpienia, tyle strachu, lęku, co będzie dalej? Wzmożonej modlitwy, prośby o nią innych? Co chcesz mi powiedzieć?... Doszłam do wniosku, że przybliżając mnie do krzyża, przybliżasz mnie do siebie. Wiem, że to Twój sposób na mnie. Powie ktoś, że to sposób drastyczny, no jakby Bóg nie mógł inaczej? Owszem, mógłby inaczej, ale każdy jest inny i wiem, że mnie dotykając cierpieniem, krzyżując, pozwala mi "wskoczyć" na drogę do siebie. Bo nie dodałam, że jestem daleko od Boga i szukam sposobu na samą siebie, jak wrócić do Niego. I proszę, Bóg znając mnie doskonale, znalazł do mnie "kod dostępu" ;).
Ale w życiu mam też inne krzyże, które są ze mną każdego dnia. Czasem pytam - czemu coś takiego mnie spotkało? Dlaczego?... Może powinnam na nie spojrzeć podobnie jak na to najświeższe wydarzenie z mego życia, może mam je podobnie interpretować?
Pozdrawiam, e.
Dzięki za odwiedziny i życzenia, póki co Pan Bóg w zaliczeniach pobłogosławił obficie - ufam, że będzie tak czynił do końca! Z Bogiem!
nie, nie zastanawiam się, czy mam za dużo czy za mało doświadczeń, przeżyć. mam tyle ile mam. tyle jest dobrze, nawet przyzwyczaiłam się do tych strasznych rzeczy i teraz mi bez nich tak...dziwnie. ale to nie ja decyduję, kiedy one są, a kiedy ich nie ma.
a Narnia jest bardzo w porządku, polecam. nawet jeśli Ci się nie spodoba to i tak myślę, że warto zobaczyć. jest kilka poruszających scen i bardzo jasny przekaz.
tylko w 3d dla mnie było męczące, a efekt znikomy. wolę zdecydowanie 2d.
przestalam juz zadawac sobie tego rodzaju pytania :)
"Nie potrafię dla Ciebie, wszystko mogę zaś z Tobą" - ot takie doświadczenie życiowe. Dzisiaj chwile bez Ciebie są na szczęście niezbyt długie.
Katarzyna / Kathryn, myślę, że to bardzo cenny dar. Bo chyba często bywa tak, że patrzymy wąsko i nie widzimy więcej niż to co nas dotyczy. A jest dokładnie tak jak piszesz - często ludzie dookoła nas mają dużo więcej trudności. I może nawet jesteśmy w stanie im jakoś pomóc? Czasem nawet zwykłe zainteresowanie się, spytanie jak leci, może wiele zmienić. :)
Canada, dlaczego tak myślisz? Czasem tracimy coś dla nas ważnego, ale to nie znaczy, że Pan Bóg nam to zabiera. Czasem może stać za tym drugi człowiek, czasem my sami. Ale rozumiem, że możesz mimo wszystko czuć żal o coś do Pana Boga. Możesz Mu to wszystko powiedzieć w modlitwie. To będzie szczera modlitwa płynąca z serca. Ale postaraj się potem także Go posłuchać i zrozumieć. Pamiętam w modlitwie.
M@C, ale każdy może przyczynić się do zmian :)
Dorcia, cieszę, że u Ciebie jest to teraz taki okres pociechy. Te przyjaźnie, które zawieramy są bardzo ważne. Potrzebujemy wzajemnego wsparcia. Tym bardziej cieszę się, że Pan Bóg tak pięknie odpowiada na Twoje prośby. Mam nadzieję, że jesteś zadowolona z dnia skupienia. Dziękuję za pamięć i również pamiętam w modlitwie! :)
Maciej Ż, nadzieja w tym, że na każdego z nas czeka życie bez trudności... gdy zostaniemy zbawieni. Tymczasem trzeba dać z siebie tyle ile można Panu Bogu teraz. :)
Zim, zgadzam się. Chyba zbyt łatwo zapominamy dzisiaj o obecności złego ducha. A jest to niestety jego sukces bo tak może łatwiej działać. Warto zastanowić się, w których momentach mojego życia, zły duch może próbować szczególnie niszczyć mi życie. I w jaki sposób. A potem prosić Pana Boga, by mu to uniemożliwił. Można naprawdę się zdziwić, jak otworzą nam się oczy na pewne rzeczy. I to może być też moment, w którym zaczniemy poświęcać więcej uwagi temu, co może było w nas zaniedbane.
Baranka, też lubię tak patrzeć na życie. I też trochę jak na kolejne wyzwania, które Pan Bóg przed nami stawia. Jak pomaga nam dorastać, nie tylko fizycznie, ale też duchowo. :)
Salanee, taka postawa akceptacji jest bardzo ważna, choć może być też bardzo trudna. Zwłaszcza, gdy doświadczenia są trudne. Ale tak jak piszesz - kiedy przechodzimy przez takie doświadczenie, zmieniamy się. Dorastamy, jesteśmy inni. Ważne aby takie doświadczenia przechodzić z Panem Bogiem - wtedy zamiast zgorzknienia, przyjdzie piękno i dojrzałość duchowa. Polecam bardzo film http://www.youtube.com/watch?v=pdj9tdQKQp8 tym, którzy jeszcze nie widzieli (można włączyć polskie napisy).
Palabra, każdy nosi innego rodzaju problemy. Ale każdy z nich jest ważny w oczach Pana Boga. Czasem pozostaje po prostu Jemu zaufać, bo nic więcej nie możemy zrobić. I może o to właśnie Jemu chodzi.
e., witam i cieszę się z Twojej obecności. :) Tak, to jest niesamowite jak w różny sposób Pan Bóg do nas dociera. I do każdego w inny sposób. Czasem dopiero wobec własnej niemocy zwracamy się do Pana Boga. I dobrze, że to robimy, bo Pan Bóg jest przy nas szczególnie blisko wobec takich doświadczeń. Ale tak jak piszesz - jest to też dla nas dobry moment do zatrzymania się i zastanowienia przez chwilę. Jaką rolę i jakie miejsce powierzam Panu Bogu w swoim życiu. Czy jest On dla mnie rzeczywiście Bogiem, czy powierzam Mu pierwsze miejsce?
Baruch, cieszę się, nie poddawaj się i walcz do końca :)
Tea, cieszę się, że Pan Bóg daje Ci teraz więcej takich spokojnych dni. To jest wielki dar, aby umieć po prostu przyjmować i akceptować gdy przychodzą trudności. I powierzać je z wiarą Panu Bogu.
Będę musiał się wybrać na Narnię - ostatnio tu jeden współbrat był i bardzo zachwalał. Tylko nie wiem jeszcze w jakiej będzie wersji, 2d czy 3d.
blogniedzielny, myślę, że to dobrze, o ile stać nas jednocześnie na akceptację, tego co przynosi codzienność.
Józef z Rzeczpospolitej Norwidowskiej, tak jest, że bez Pana Boga niewiele możemy. Dlatego takie ważne jest, żeby iść razem z Nim. :)
Kochani, dzięki serdeczne za wszystkie komentarze! Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem! :)
Witaj Jakubie, dziękuję za odwiedziny na jednym z moich blogów.
Dziękuję za deklarację modlitwy...
Tak sobie przeglądam to Twoje miejsce i przeglądam... i wybrałam ten własnie post... bo szczególnie mi bliski jest jego temat...
Tak się składa, że Bóg dopuścił w moim życiu dwukrotnie do śmierci moich dzieci... długo trwało zanim zrozumiałm - a może dalej uczę się rozumieć "dlaczego???"
Jedno jest pewne: nie jestem już tą samą osobą co 7 lat temu... przeszłam wiele... ale nie zabiło mnie to... możliwe, że wzmocniło... ale tego jeszcze nie wiem... bo jestem wciąż w trakcie tych wydarzeń...
Codziennie rano budząc się muszę przekonać siebie na nowo, że to ma jakiś sens... sens póki co mi nieznany... i że pewnie nie widzę tego jeszcze z pełnej perspektywy...
I żyję... I trwam...