Życie przypomina czasem dżunglę. Przedzieramy się przez kolejne etapy. Nieraz trafiamy na piękniejsze miejsca, zatrzymujemy się na chwilę, odpoczywamy. Nieraz wędrówka staje się wymagająca i zastanawiamy się czy wystarczy nam sił do końca.
Aby przejść dżunglę trzeba być do tego odpowiednio przygotowanym. Poważna podróż wymaga odpowiednich przygotowań.
Twoja podróż już trwa. Może jesteś teraz u Źródła i czerpiesz siłę do dalszej drogi. A może szamotasz się gdzieś w lianach. Albo na bagnie. Podróż, w której bierzesz udział jest najtrudniejszą jaką kiedykolwiek odbędziesz. I najważniejszą. I nikt jej za ciebie odbyć nie może. Przygotuj się. Sięgaj po środki, które możesz: spowiedź, Komunia Święta, modlitwa. Dużo pomaga, gdy podróż odbywa się z kimś. We wspólnocie. Albo w rodzinie. Z kimś.
W jakim momnecie swojej podróży teraz jesteś? Jest to czas spokojny, czy napięty? Możesz czasem czuć się bezradnie, ale pamiętaj, że Pan Bóg nie zostawił nas samych.
A podróż bez Boga istnieje?
niesamowite,caly ten opis podrozy jest niesamowity...oczyma wyobrazni zobaczylam ta dzungle:)
nie bylo mnie przez chwile w tym blogowym swiecie,ciesze sie,ze wrocilam:)u Ciebie zawsze mozna przystanac,odpoczac,pomyslec...
a co do mojej podrozy,coz...calkiem niedawno tkwilam zaplatana w lianach,chyba wtedy bez Boga,nie chcialam Jego towarzystwa,ale jednak sama nie dalabym rady...bylo ciezko,ale udalo sie...ide dalej,idziemy dalej:)
pozdrawiam!
Próbuję wyjść z bagna, próbuję utrzymać spokój, którego już od lat nie zaznałam. Nie mam złudzeń, że to siła rozpędu po zastosowanych środkach, ale chyba dobre i te chwile :)
To wszystko faktycznie dzięki dużej pomocy człowieka, ale zaczynam wierzyć, że również Boga. Ostatnio powtarzam sobie w kółko, że moja droga i cel ma być jeden: Jezus i zbawienie. Mam nadzieję, że kiedy mocniej w to uwierzę, brak wsparcia człowieka nie doprowadzi mnie znów do bagna.
Pozdrawiam :)
nie wiem. Może w najciemniejszym gąszczu, ale z powodzeniem sobie wmawiam, że to słoneczna polana. Albo na słonecznej polanie, a ten gąszcz to tylko moje obawy. Trudno powiedzieć, gdzie teraz jestem...
Z pewnością - bez odpowiedniego przygotowania.
moje życie wygląda teraz jak jedno wielkie skrzyżowanie na którym stanełam a najgorsze jest to, że drogowskazów pojawia się miliony a drogi jak nie było tak niema w którą stronę nie spojrze przechodzi mi cały zapał do dalszego wendrowania bo wszystko jakby zwariowało. Tysiące myśli i pytań bez odpowiedzi. Prawdą jest, że częsta Eucharystia i modlitwa pomagają a jeśli mamy się tym z kim dzielić np. we wspulnocie to wszystkie problemy stają się malutkie.
Pozdrawiam:)
Heh...a ja w dżungli życia znalazłam się na pustyni... Paradoks samotności polega na tym, że dzięki niej zaczęłam doceniać drugiego człowieka i odnalazłam Jezusa Chrystusa. Zatem pierwsze owoce widzę swojej sytuacji. Z Panem Bogiem :)
Tak sobie pomyślałam, że chyba większość z nas zaczyna życie bez przygotowania... I nie chodzi mi tu o brak sakramentów, modlitwy czy Słowa Bożego. To wszystko oczywiście jest od początku i na nas czeka. Tylko my nie zawsze o tym pamiętamy. Bo wchodzimy w życie zupełnie nieświadomie - jako dzieci. Potem w miarę dorastania nasza samoświadmość wzrasta, ale to nie zawsze przekłada się od razu na nasze życie wewnętrzne, duchowe. Niestety nasza wiara często jest spychana na dalszy plan i ludzie zwykle na końcu sobie o niej przypominają. Niby chodzą do kościoła, niby się modlą, ale nie ma w tym nic głębszego - jest to tylko wyuczona praktyka. Popatrzmy na nasze środowiska, w których żyjemy na co dzień... Ile z osób wokół nas żyje powierzchownie swoją wiarą? Ile z nich nie odkryło jeszcze prawdziwej jej głębi? W ich życiu nie nastąpił jeszcze taki moment, który by im uświadomił, że Bóg to naprawdę Ktoś bliski, a wiara to nie tylko zewnętrzna pobożność. Oczywiście każdy ma swoją drogę wiary i swój czas spotkania Pana. Nie powinniśmy na siłę w to ingerować, bo mimo dobrych chęci możemy więcej namieszać niż pomóc. Niemniej czasem przykro patrzeć, że ich podróż trwa w najlepsze, a środki pomocne ku temu leżą obok, nieużywane...
Gdzie ja jestem? Obecnie blisko Źródła (w niedzielę byłam u spowiedzi), ale troszkę zamieszania się zrobiło, bo muszę naprostować sytuację z człowiekiem, o którym już wspominałam. [Chłopak niepotrzebnie się martwi, że mogę się w nim zakochać, a nie chce mnie zranić. ;)] Sprawa z grubsza została wyjaśniona, ale ja jeszcze wolę dopowiedzieć swoje, tak żeby nie było niejasności i wątpliwości na przyszłość.
A to, o czym Ksiądz pisał w odpowiedzi do mnie, znam z autopsji. ;) Wiem, że czasem jedna relacja może przesłonić inne i że bywa to destrukcyjne wobec pozostałych. Przerabiałam to już w swoim czasie i pilnuję się pod tym względem. A w tym konkretnym wypadku ani tyle mi to nie grozi, bo poza sympatią nie ma większych uczuć (z obydwu stron). Zresztą nie szukam sobie chłopaka, więc na pewno na siłę nie będę zabiegała o tę relację. ;) Ale dziękuję za troskę. :)
Aha! Moja podróż odbywa się raczej samotnie, tzn. bez żadnej wspólnoty i bliskiej obecności innych ludzi. Ci są, ale przede wszystkim na odległość. Za to jest Bóg - i On mi w zupełności wystarcza. :) Czyż można mieć lepszego Towarzysza życiowej podróży? ;) [A! Do tego dochodzi oczywiście jeszcze towarzysz na życie wieczne (lubię to sformułowanie), czyli Anioł Stróż! :)]
Serdecznie pozdrawiam! :)
Gdzie jestem??? Z całą pewnościa w objęciach Ojca.. On mnie prowadzi wąską ścieżką swoją i czasami zdarza się, że odstąpię z niej na krok ale Duch Święty natychmiast wprowadza mnie na właściwą drogę.. Bogu za to niech bedzie Chwała..
www.tylkojezus.bloog.pl
www.tylkojezus.blog.onet.pl
Aktualnie topię się w bagnie. Ze wszystkich sił staram się z niego wyjść, ale coś ściąga mnie w dół. Mam wrażenie, że to bagno jest też pod górkę... Ech.
Jezus nie obiecał nam łatwej drogi w życiu, sam przeszedł przez coś, co inni nazwaliby piekłem. Ale był jednocześnie, chociaż człowiekiem - także Bogiem. I blisko Ojca. I to jest też wzór dla nas, abyśmy byli blisko Boga - Ojca, Syna, Ducha Świętego.
Można iść bez Boga przez życie i wielu ludzi taką drogę właśnie wybiera - niekoniecznie są to ludzie jawnie niewierzący...
Ewangelia mówi jednak, że jest to droga szeroka. A droga Boża jest wąska i niewielu nią idzie. Żelazo ostrzy się żelazem, a srebro szlachetnieje w ogniu. O ile tylko ufamy w tym Bogu, bo wtedy cierpienie zamienia się w albo bezsensowną plątaninę przypadków, albo zaczynamy się nad sobą użalać i wręcz szukać rzekomego cierpienia, żeby tylko pokazać innym jacy to biedni jesteśmy.
Nie musimy wszystkiego wiedzieć już teraz. Choć nie jestem doskonała i z ludzkiego punktu widzenia wiele mi brakuje - to jednak wierzę, że dla Boga jestem Jego ukochanym dzieckiem. I On mnie nie zostawi, nie zostawił mnie nawet wtedy, kiedy ja o nim w pewnym momencie zapomniałam... Teraz idę pewnie po Jego ścieżce, choć czasem jest bardzo wąska.
Pozdrawiam :)
trudno mi powiedzieć, w którym miejscu jestem.
czuję, że ustał już ten czas gwałtownej burzy i topienia się w bagnie.
teraz jest spokojniej, jest czas na odpoczynek i zebranie sił.
i chciałabym, żeby ten spokój trwał.
Gdzie jestem?? Sama nie wiem. Jestem gdzieś pomiędzy strumieniem, a widokiem na dziki busz, przez którego nie wiem jak się przedrzeć. Ale mam w ręku dobry nóż, którym mogę poprzecinać liany, splątane wokół drzew. Kto wygra?? Tego się dowiem na końcu wędrówki.
U mnie jest to czas napięto- spokojny.... różne chwile sie zdarzają. A Ziemia to takie miejsce, gdzie nie ma nic łatwo.
Idę do przodu :) W dobrym towarzystwie i właściwą drogą... Tylko czasem taszczę o wiele za dużo niepotrzebnego bagażu. Rzeczy, do których przywykłam, do których może mam słabość, albo których nie chcę się pozbyć, bo komuś mogłoby być smutno. Właśnie dojrzewam do tego, żeby zrobić solidny przegląd ekwipunku i pozbyć się zbędnego balastu, bo plecki bolą ;) No i czasem sama sobie narzucam zbyt wielkie wymagania co do tempa i stylu marszu... Mimo mój Towarzysz jest tak wspaniale łaskawy i jedyne czego pragnie, to abym nie przestawała iść razem z Nim... :)
na Golgotę...
I poza nią...
I nigdy nie wiadomo co jest za kolejnymi chaszczami... Przekonajmy się. Bless :)
Uwaga na wilki! :D
Dusiak, możemy próbować odbyć podróż bez Boga. Ale On tak czy siak przy nas będzie. Może w gdzieś w cieniu, nie zauważony czasem przez nas, ale będzie. A kiedyś przekonamy się, że był przy nas, nawet wtedy, gdy wydawało nam się, że zostaliśmy pozostawieni sami sobie.
Emocja, cieszę się i miło mi słyszeć, że znów idziecie razem. Czasem próbujemy iść sami w momencie, gdy popełniamy jakiś błąd. Bo wydaje nam się, że teraz Bóg będzie na nas patrzył surowym okiem - tymczasem tak nie jest. Bóg, wtedy gdy upadamy, chce pierwszy podać nam rękę. Dobrze, gdy jej nie odrzucamy, ale przychodzimy się pojednać i idziemy razem dalej. Nie ma nic wspanialszego niż wspólna podróż. :)
Canada, Pan Bóg bardzo często posługuje się drugim człowiekiem, bym dotknąć nas w jakiś sposób, pomóc nam coś zrozumieć, zobaczyć. Albo pomóc nam zobaczyć Jego. Być może to właśnie tak właśnie chciał Ci się pokazać i to jest wspaniałe :) Piękne jest też, że masz takie cel w życiu. Za tym celem idzie jeszcze dużo więcej, co pewnie już odkrywasz. Bo starając się o Jezusa i zbawienie, wchodzimy w relację z Bogiem. Coś niepowtarzalnego. Ale trzeba tego samemu doświadczyć :)
Oleńka, czasem może tak być, że nasze obawy nie pozwalają się nam do końca cieszyć tym co mamy. Czasem to my sami, czasem zły duch może starać się nam utrudnić życie, podrzucając różne myśli, które budzą niepewność czy lęk. Dlatego o tyle ważne jest odpowiednie przygotowanie. Gdy zwracamy się do Boga w danych nam środkach, zły duch ma znacznie ograniczone pole działania. A Pan Bóg może pomóc nam naprawdę ucieszyć się tym co mamy. :)
Dorcia, prawda, że Eucharystia jest tym kluczowym momentem. Nie mamy tu na ziemi lepszego sposobu, by zbliżyć się do Boga niż w Eucharystii. Dlatego, gdy tylko mamy szansę, naprawdę warto w niej uczestniczyć. I naprawdę ją przeżyć jak spotkanie z Bogiem. A dzielenie się, o którym piszesz to także ogromne bogactwo. Dobrze mieć właśnie wspólnotę, albo kierownika duchowego, albo po prostu przyjaciela/przyjaciółkę, kogoś, z kim mogę się podzielić swoją duchową stroną.
Felicita, pustynia może być rzeczywiście momentem, kiedy otwierają nam się oczy. Pan Jezus wychodził na pustynię, by tam się modlić. To jest jak taki szczególny czas. Kiedy zostajemy sam na sam ze sobą. I z Bogiem. Czasem taki czas pustyni po prostu przychodzi w życiu, bo Pan Bóg chce przez to do nas mówić. Coś nam pokazać. Wtedy może być to dla nas trudne, ale jest dar, coś bardzo cennego.
Nobody, cieszę się, że jesteś u Źródła. To jest zawsze wyjątkowym czas. Niech Pan Bóg Cię napełnia swoją obecnością, żebyś niosła Go gdziekolwiek się znajdziesz. Myślę, że to bardzo dobrze, że starasz się o rozjaśnienie w tamtej relacji, nieraz dobrze jest po prostu jasno wszystko przedstawić. To da wolność i przestrzeń i Tobie i jemu. :) Co do samej podróży, czasem może być tak, że jesteśmy zmuszeni odbywać ją samotnie. Ale jeśli jest tylko ku temu okazja, warto naprawdę starać się odbywać ją z kimś. Pan Bóg dał nam siebie nawzajem, abyśmy razem szli do Niego. :)
krysia, dobrze zwracać się w podróży o pomoc do Ducha Świętego. Często wiele sytuacji jest nie jasnych. Nie wiemy jaką podjąć decyzję. Warto prosić o pomoc Ducha Świętego. O światło. O mądrość. Wspaniale, że o tym piszesz :)
Salanee, jeśli tak jest, to warto na modlitwie przedstawić to wszystko Panu Bogu. Po prostu powiedzieć Mu: 'Panie Boże, jestem dziś tu i tu, taka jest moja sytuacja. Czuję się bezradnie wobec tego co mnie spotyka, proszę pomóż mi. Pokaż, co chcesz mi przez to powiedzieć. Czego ode mnie wobec tego oczekujesz'. I powierzać to wszystko Panu Bogu. Nikt nie jest bardziej Tobą przejęty niż On sam. Czasem możemy tego nie wiedzieć, dopóki nie wejdziemy w szczery dialog z Nim. :)
Zimbabwe, prawda, że czasem ta ścieżka może być wąska. I piszesz też o srebrze próbowanym w ogniu. Rzeczywiście nieraz tak jest. Nieraz przydarzają się trudne sytuacje w naszym życiu i zastanawiamy się: Panie Boże, gdzie jesteś, czemu czegoś nie zrobisz. I wydaje się nam, że jesteśmy sami. W rzeczywistości nigdy nie jesteśmy sami. Czasem natomiast Pan Bóg pomaga nam dojrzeć. Stać się się jeszcze bardziej odpowiedzialnymi za swoją wiarę. Sprawić, że jeszcze bardziej będziemy potrafić Mu ufać. Wbrew temu co dzieje się dookoła. :)
Tea, cieszę się, że jest to spokojniejszy czas dla Ciebie. Życzę Ci, aby ten czas był dla Ciebie źródłem pokoju i aby był to czas, w którym rozpoznasz także Bożą Obecność. :)
Monika M., jeśli stoją przed Tobą wyzwania, które chcesz podjąć z Bogiem to jestem pewien, że sobie poradzisz. Nieraz może być trudno, nie raz nie do końca, tak jak byś chciała, ale idąc z Bogiem, możesz być pewna, że gdy przyjdą problemy, masz przy sobie kogoś, kto Ci pomoże i przeprowadzi Cię przez nie.
Ania, prawda, nie ma nic łatwo. Ale co ciekawe, chyba jako ludzie, nie lubimy za bardzo łatwych rzeczy. Tak nas Pan Bóg stworzył, że wyzwania nas pociągają. Choć mogą też nas czasem przerastać. Dlatego potrzebujemy podróżować z Nim.
MadziaMadzia, myślę że taki przegląd ekwipunku to dobry pomysł. Potrzebny jest nam ekwipunek, który nam pomaga, nie taki który nas zatrzymuje. Ważne, aby nie zapomnieć o tym co jest niezbędne :)
Felicita, droga na Golgotę jest bolesna. Ale po śmierci przychodzi zmartwychwstanie.
Ryfek, nigdy nie mamy pewności. Dlatego potrzeba nam przygotwania. :)
Kłosu, dobrze rozpoznać wilki jakie krążą teraz w naszym życiu.
Kochani, dzięki serdeczne za wszystkie komentarze. Każdy z nas jest w podróży, każdy gdzieś indziej. Ale choć jesteśmy w różnych miejscach, idziemy razem. Mamy wspólny cel. Niech Pan Bóg nas w tym błogosławi.
Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem! :)