Z dawaniem to jest tak, że przeważnie nie przychodzi łatwo. Pół biedy gdy chodzi o różnego rodzaju rzeczy. Odstąpić bratu komputer na pół godziny, pożyczyć komuś książkę, do której akurat chcesz zajrzeć, czy wrzucić kilka drobniaków do puszki na jakiś cel charytatywny. To pół biedy.
Gdy na scenę wchodzą ludzie, bycie hojnym staje się dużo bardziej wymagające. Poświęcić komuś pół godziny swojego wolnego czasu (gdy wiesz, że dużo wolnego czasu dziś nie będzie), spędzić z kimś trochę czasu starając się bardziej słuchać niż mówić, pomóc komuś gdy akurat w telewizji leci ulubiony mecz. Ofiarowanie ludziom czasu przychodzi nieraz jeszcze trudniej.
Dużo się mówi dzisiaj o asertywności. Tak dużo, że nieraz na same słowa czy możesz coś dla mnie zrobić automatycznie do głowy przychodzi nie. Nie ważne czy tak naprawdę możesz to zrobić, trzeba być asertywnym.
A tymczasem Jezus mówi: Temu kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! Daj temu, kto cię prosi (Mt 5,40-42)
Chyba za rzadko zastanawiamy się, przed powiedzeniem nie.
Czy łatwo przychodzi ci mówić nie? Czy zastanawiasz się nad tym, czy faktycznie możesz komuś pomóc, albo zwyczajnie ofiarować swój czas? Czy potrafisz ofiarować swój czas każdemu, czy tylko wybranym?
To wszystko, to bardzo dobre pytania dla człowieka dzisiejszego. Należy być asertywnym, ale nie można się w tym zatracać.
Bezinteresowne dawanie jest rzeczą niezwykłą. Kruszy mury między ludźmi, przybliża.
Asertywność chroni własne granice. Problem dotyczy granic miłości do siebie samego w kontekście miłości do bliźniego. Są sytuacje, które zmuszają nas do wyborów między szczęściem własnym a cudzym i tu zaczyna się prawdziwe wyzwanie dla chrześcijanina.
Psychologia nawołuje do tego, by przede wszystkim, np. jeśli chodzi o związki, była naturalna wymiana w dawaniu i braniu, wtedy związek się rozwija.
Zauważyłam, że tam, gdzie ludzie sobie pomagają, inaczej się chociażby pracuje, współmieszka, jest dużo raźniej, cieplej i ludzie są bardziej pogodni. :)
ale czasami nie ma sił, żeby "dać"...
Myślę że to taki znak czasów. Czasem słowa "nie" wynikają ze zranień, takich a nie innych zdarzeń w życiu. Ludzie czasem udają potrzebujących a w rzeczywistości są naciągaczami, potrzebne jest więc rozeznanie kto jest kim... I przede wszystkim mądrość. Ale z drugiej strony ludzie też często nie lubią, nie chcą mówić o swoich problemach - dlatego czasem trzeba wyjść im naprzeciw, porozmawiać, popytać, zainteresować się... Nie mówię ani nie twierdzę, że to łatwe. Wprost przeciwnie. Ale gdyby w życiu robić tylko to, co łatwe, to wątpię czy czegokolwiek byśmy się uczyli w tym naszym doczesnym bycie. Pozdrawiam :)
Tak mi przyszło do głowy, że kwestia pomagania, poświęcania komuś wolnego czasu itd. to kwestia bardzo indywidualna, związana z wcześniejszymi przeżyciami. Np. jeśli ktoś się sparzył na pożyczaniu książek, bo nigdy ich nie odzyskiwał, to przestanie pożyczać, ale swój wolny czas będzie poświęcał z przyjemnością :)
Asertywność? Powinna to być postaa wobec zła, a nie dobra...
Pozdrawiam ;D
Myślę, że to w dużej mierze kwestia zaufania i tego, czy czujemy się potrzebni. Wiele osób naszą pomoc odtrąca, nasz czas i wtedy najzwyczajniej nie chcemy być upierdliwi i czekamy, aż on o ten czas poprosi. Przynajmniej ja tak mam.
Marta, myślę że masz rację, po prostu - tak jak pisze Kłosu - asertywność powinna być postawą wobec zła a nie dobra (podoba mi się to stwierdzenie!:). Sztuka polega na tym, aby dobrze rozpoznać dany moment. Podstawą pewnie będzie zawsze to, że mamy dobre intencje wobec drugiej osoby.
Felicita, ja też widzę, że tam gdzie ludzie sobie pomagają jest zupełnie inaczej - jakby bardziej rodzinnie :)
Z drugiej strony, tak jak pisze Zimbabwe i Kłosu, czasem coś może spowodować, że nie mamy siły dawać. Czasem może wynikać to ze zranień, bo albo sparzyliśmy się już na czymś, albo - gorzej - na kimś. Prawda, wtedy jest duużo trudniej. Ale zawsze można przedstawić to Panu w modlitwie, i prosić by nas przemieniał (i jeśli trzeba, także tą drugą osobę).
Monika, też prawda, że czasem tak jest. Czasem po prostu to jest kwestia tego, że trudno jest wyczuć, czego tak naprawdę oczekuje druga strona.
Dzięki serdecznie za mądre komentarze. Dały mi dużo do myślenia. :)
Ja się zastanawiam :) i zwykle to ja słyszę NIE ;p ale tak... czas staje się deficytowym czynnikiem..
Pozdrowienia :)
Czas jest dzisiaj najdroższą walutą.
Do notki:
Przeczytajcie
przypowieść Jezusa o owcach i kozłach
z zadajcie sobie pytanie,
za co będzie sądzony człowiek,
gdy przyjdzie Pan?
Mnie odpowiedź
przyprawiła o dreszczyk.
Bardzo ważna refleksja Jakub!
Pozdrowionka
Trzeba umieć powiedzieć NIE lub TAK w odpowiednich momentach. Proste i bardzo trudne zarazem:)
Od niedawna, bardzo niedawnego niedawna latwo mi się zbuntować i powiedzieć :"dość tego". Nie chcę tego towarzystwa. Nie chcę,bo mam dość słuchania setny raz historyjek plotkarskich, ktore opowiadającemu "robia: dobrze. Dość kiedy ktoś przychodzi do mnie i ładnie patrzy mi w oczy, a po cichu szyje mi buty. Nie chcę tak. I ma wrazenie, ze ludzi w dzisiejszym świecie nie obchodzą głębsze relacje z innymi....ludzie są powierzchowni. Z biegiem lat mam coraz gorsze zdanie o naszym ludzkim gatunku.
Pozdrawiam:)
Mała Mi, Radek tak jak piszecie, czas jest dziś czymś niesłychanie cennym. Chyba cenniejszym niż pieniądze. Łatwiej jest rzucić komuś pieniążek do puszki niż poświęcić komuś kwadrans swojego cennego czasu. Chyba tego trzeba się szczególnie uczyć: dzielenia się czasem z innymi.
Latarnik, Ania - no właśnie, cała szutka polega na odpowiednim wyborze. Jeśli potrafimy rozpoznać do czego dana sprawa prowadzi (jak z tym obgadywaniem), na pewno z czystym sumieniem można mówić nie. I dziękować Panu, że daje na to odwagę. :)